[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minuta drapania za uchem i pod brodą.- Spadaj.- Dwie minuty.I specjalne, firmowe drapanie grzbietu, u nasadyogona?- Pięć za uchem, i to każdym.A grzbiet możesz sobie odpuścić,nie jestem samicą.Westchnąłem, ale co miałem robić.Przystąpiłem do wdrażaniapropozycji korupcyjnej.Byłem mu nawet wdzięczny, że opóznia trochę to, co miałemzamiar zrobić.Debiru na znak zwycięstwa włączył dobrze nasmarowane V6. Warkot silnika zagłuszył kroki pana Tabashiego.Wozni, jako rasa, nie lubią kotów.Ale nie ten Wozny i nie tegokota  mimo że w przeszłości różnili się poglądami na temat DoCzego Służy Mop.Kiedy otrzepaliśmy się już z sierści, a Debiru pożegnał naswzrokiem mówiącym:  No.I żeby mi to nie było ostatni raz.",Tabashi-san odchrząknął i powiedział:- Martin-san dawno już nie odwiedzał mojego skromnegomieszkania.Przyjrzałem się, usiłując odgadnąć jego dzisiejszą Rolę.Mop ikamizelka wędkarska z czterdziestoma kieszeniami wskazywała nato, że występował po prostu w Roli.Woznego.- Kozetka nie jest lekiem na wszystkie problemy w życiu mruknąłem.- W istocie, nie jest.Zapadła cisza.- Pan w lewo.?- Do skrzydła południowego, via drugie piętro w zachodnim.- To może razem.?- Proponuję wokół podwórka i przez drugie i pół.Poszliśmy.Spacer skończył się przed drzwiami gabinetu pana Hayakawy.Tabashi uścisnął mi przedramię.- Dobrze pan zrobił, Martin-san  powiedział. Zawsze postępujemy dobrze, kiedy.postępujemy w zgodzie z sobą.Patrzyłem w ciszy, jak znika za zakrętem.Ostatni zniknął mop.- Co tak siedzisz? Aż tak cię.? To nie koniec świata.Jeszczezrobicie karierę, a stacje telewizyjne będą, wysyłać poważnych,kompetentnych ludzi, by nagrali waszą biografię.W coś trzebawierzyć, stary.Nadchodzi Nowy Wiek, pamiętasz? Wind of chaaaange.-.nucę, pieszczo-tliwie targając zwisającą smętnie papugę.Papuga wraz z przy-czepionym do niej Kimim siedzi w kucki na podłodze przedstudiem A, ze wzrokiem wbitym w tatami. Eeetoo.Nie o to chodzi.Wcale.W ogóle  mruczyspodgrzywy z resztkami zieloności.Przysiadam obok.Zaglądam pod fryzurę, Ojć, to wyglądapoważnie.Czekam. Nic z tego nie będzie.- To bardziej westchnienie, niżstwierdzenie.Milczę.Nie rozumiem. Nikt nie rozumie - mówi Kimi, jakby w odpowiedzi namoje myśli.- Nawet ja.- Wyraznie próbuje opanować drżeniegłosu. Eeetooo - mówię zupełnie serio.Odnosi skutek, bo Kimi podnosi na mnie wzrok.- Skrytykował nas wszystkich, wiesz? Każdego po kolei.I powiedział, że dó tej pory jeszcze miał nadzieję, że zrobiz nas ludzi.1 że właśnie teraz ją porzucił.I wyszedł.Nawet nietrzasnął drzwiami.Po prostu wyszedł i tak mnie zostawił.-Martin??!! -jakoś nie mieści mi się to w głowie.-Nie, John.- A gdzieHayakawa-san?.Wzruszenie ramion.Gęsta, lepka cisza.Podjęcie decyzji zaj-muje mi cztery sekundy. Dobra, wstawaj.Brak reakcji.Kładę mu rękę na ramieniu. No, przestań się mazać.Tak się nie zachowuje liderzespołu.Chodz, mam pomysł. Jakiego tam zespo.Nie daję/mu szansy dokończyć niepotrzebnych  marudów",jak mawiała babcia Janaki.Chwytam go za mały palec i wcią-gam do studia.Palcem wskazuję kartkę z  Za burakku endo"czyli  The Black End", wkładam mu na uszy słuchawki i zo- stawiam w studiu wstrząśniętego, ale niezmieszanego.Przypo-minam sobie o czymś, wracam, podnoszę mu jedną słuchaw-kę, każę poczekać dwie minuty i pędzę do studia B.Puste.Chwila.W C nie ma kogo szukać, do rozgłośni za daleko.Mo-że.Nawet nie ma kogo zapytać.Gdzie może być Martin?Zbiegam piętro niżej.Ostrożnie otwierają się drzwi od pokoju Akerni i wychodzi.głowa Andrew.Hmm?- Słuchaj, świetnie, że cię widzę! Bo strasznie potrzebuję pomocy, właściwie nie ja, tylko Kimi, no a tak praktycznie to cały zespół i.Chłopak starannie zamyka drzwi za plecami i dopiero potemoblewa się rumieńcem i wbija oczy w czubki własnych kapci.Dopiero teraz zauważam, że stoi w.yukacie.Oj.- Poczekam, nie ma sprawy - mówię cicha - Możesz wpaśćna chwilę do studia A?- Tak.jasne.Za, niech pomyślę, dziesięć minut? - Usłysza-ło tatami- Super.Dzięki.Jesteś wspaniały.Nic nie komentuję.Ani ja, ani moje wyrozumiałe, mam na-dzieję, oczy.W jakiś niezrozumiały sposób czuję.ulgę.Dopiero za zakrętem pozwalam sobie na szerokie otwarciezrenic.Andrew? I Akemi?! A,.Yoshi???Przychodzi po chwili.Pokrótce wyłuszczam problem, po czym siadam wraz z An-drew w reżyserce. No to dawaj  mówię do malutkiego sitka na gęsiej szyjcenad konsoletą, wciskając jednocześnie pawiana, z takim po-święceniem obronionego przed Szaloną Trójką z TV.Kimi posłusznie kiwa papugą. Po czym morduje głosem mikrofon.Wpanice ściągam wiewiórę do zera.- Czekaj.a zacząłbyś może.lżej? Bardziej funky? Maszdobre brzmienie, tylko zagłuszasz je decybelami.Kiwnięcie.Zrozumiał?- Doaramachikkaaaaa!!!Podrywa mnie ze stołka.No dobra, teraz trochę rozumiemJohna.Ale tylko trochę.W ten sposób można wypłoszyć szczuryz całej okolicy.Ale gdyby.W nagłym przebłysku geniuszu chwytam Takamine i wpadamdo studia.Dobrze, że mogę już grać.Dłoń zagoiła się prawie bezśladu.- Kimi.a jakbyś spróbował tak? - Nucę mu kilka nut zesłowami, które udało mi się zrozumieć.Chyba.Kilka naprędce dopasowanych akordów.Kimi łapie motyw.Zaczynamy.Razem.To znaczy on głosem, ja  Takamine.3.2.1.Gol - Pokazuje nam przez szybę realizator.I o dziwo,z monitorów po drugiej stronie zaczynają płynąć jakieś dzwięki.Unoszę pytająco kciuk w górę.OK! Oczy zza szyby uśmiechająsię.Andrew kiwa głową z uznaniem: będą z niego ludzie.Będą!Przybijamy bezgłośną  piątkę".Drzwi były europejskie  otwierane, nie rozsuwane.Obitebrązowym skajem z mosiężnymi ćwiekami.Zupełnie jak drzwigabinetu dyrektora mojej szkoły średniej, zwanego Wackiem.Drzwi do dywanika.- Hayakawa-san.?- Proszę usiąść  mruknął, marszcząc brwi i wczytując się wzapisany maczkiem, gruby dziennik w granatowo-zielonejobwolucie, z otwartą stroną przytrzaśniętą drewnianą linijką wcharakterze zakładki.Po prawej kalkulator drukujący wyniki napapierowej taśmie, po lewej soroban - japońskie liczydło.Zawsze chciałem zapytać, po co mu jedno i drugie.Miałem niejasnepodejrzenie, że sprawdza wyniki z kalkulatora na sorobanie - nawszelki wypadek.Rozejrzałem się w poszukiwaniu krzesła.Nie było.Przypomniało mi się, że ostatnio widziałem na tym piętrze Ikedęcwałującego z rozwianym włosem i drewnianym krzesłem, właśniejak z gabinetu Hayakawy - pewnie do walki z pluskwą milenijną.Zamiast usiąść, zgarbiłem się trochę.Szurnąłem nogami po wytartym do osnowy dywaniku.Hayakawa podniósł głowę.Odchrząknął i zdjął okulary.- Martin-san.mam dużo pracy.Ale praca chwilę poczeka,skoro Martin-san był tak uprzejmy mnie odwiedzić.To zresztąbardzo dobrze, bo ja sam chciałem pana Martina wezwać.Zapadła cisza.Nie wiedziałem, co zrobić z rękami, więc wcisnąłemje w kieszenie spodni.-Ja.chciałem przeprosić.Hayakawa uniósłbrwi.- Obawiam się, że zaprzepaściłem naszą chansu.Cisza.Na ścianie tykał wielki zegar z wahadłem.Tykał trochęnierówno, chociaż z mechanicznego punktu widzenia to chybaniemożliwe.Ale przysiągłbym, że wybijał lekki akcent na dwa:Tyk-TYK.Tyk-TYK.Tyk, TYK [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Wolski Marcin Pies w studni 03 Wilk w owczarni
  • Wolski Marcin Wedlug sw Malachiasza [Zlotopolsky]
  • Wolski Marcin Trylogia Optymistyczna 02 Noblista
  • Wolski Marcin Nieprawe Å‚oże (Trident)
  • Marcin Wolski Ciemna strona lustra (2)
  • Marcin Wilkowski Wprowadzenie do historii cyfrowej
  • Wrona Marcin Wrony w Ameryce
  • Smiertelny Bog Welnicki Marcin(1)
  • Swietlicki Marcin Mistrz 1.Dwanascie
  • WłóczÄ™dzy czasoprzestrzeni Wolski Marcin
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • felgiuzywane.opx.pl