[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rysy twarzy skupia-ły się gęsto wokół złamanego nosa, jakby bały się rozsunąć.Słynne szklane oko wpatrywało się nieruchomo gdzieś wdal.Oko właściwe wyłuskała kula afgańskiego snajpera;mówiono, że wciąż tkwiła w mózgu, według niektórychdlatego, że bala się poprosić o przepustkę.Ta właśnierana, jedna z kilku, ostatecznie skazała Wasłowa na posa-dę w administracji.Co jakiś czas kula - albo coś innego-wywoływało u niego napady niekontrolowanej wściekłości,ofiarą której padał między innymi jego sekretarz.Wasłowzłamał mu rękę w nadgarstku, kiedy znalazł jakiś doku-ment w niewłaściwej przegródce.Można było powiedzieć,że komendant rządził obozem twardą ręką.Mieszkał tuokrągły rok; nie miał nikogo ani niczego innego.Specnazbył jego życiem, jego rodziną, sensem jego istnienia.Wasłow popatrzył gniewnie na Dimę, który nie wstał.Teraz był tylko prywatnym zleceniobiorcą, nie musiałprzestrzegać wojskowych uprzejmości.- Myślałem, że do tej pory ktoś już pana zabije - po-wiedział, nie patrząc komendantowi w oczy.Namiastka ust Wasłowa zniknęła zupełnie.Wszedł dopokoju.- Podałbym ci rękę, ale może mi się jeszcze potemprzydać.- Cieszę się, że w końcu mamy na to podobne spoj-rzenie.Dima nie mógł się powstrzymać przed tym żartem.Spotkali się po raz pierwszy chwilę po tym, jak Dima wy-tarł buty w ręcznik.Wasłow był instruktorem i od samegopoczątku zawziął się na Dimę.Dima był od niego inteli-gentniejszy i obaj o tym wiedzieli.Wasłow obrał sobie zacel złamać go.Nie udało mu się, ale ostatecznie nabralido siebie nawzajem niechętnego szacunku.- Wciąż hoduje pan róże?Wasłow uśmiechnął się bezwargowo, kiwnął głową ipoklepał się po bocznej kieszeni mundurowej bluzy.Sły-nął z tego, że zawsze nosił przy sobie sekator.Jego ulubio-ną metodą upokarzania kogoś, kto coś spaprał, było kazaćmu rozebrać się przy kolegach; wyciągał wtedy sekator izaciskał go na fiucie nieszczęśnika, aż ten się zmoczył.Wswoim gabinecie trzymał nawet na widocznym miejscusłoik z czymś bardzo przypominającym ludzkie penisy.Nikt nigdy nie zbliżył się do niego wystarczająco, by sięupewnić.Oparł dłonie na stole i nachylił się do Dimy tak, żeprawie zetknęli się twarzami.- Masz spore chody jak na kogoś, kogo zwolniono-powiedział.Przynajmniej raz patrzył obydwojgiem oczumniej więcej w tę samą stronę.- Góra podpisała twojąprośbę podebrania mi najlepszych instruktorów.- Przy-sunął się jeszcze bliżej.- Jeśli któryś z nich nie wróci wnienaruszonym stanie, wiesz, jakie będą konsekwencje.- Założyłem tytanowe gacie.Wasłow wyprostował się, rzucił na stół plik teczek, od-wrócił się i wymaszerował.Kroll przewrócił oczami, sięg-nął po akta i zaczął je wertować.Dima poczuł, że wibruje mu telefon.Przeczytał wiado-mość i pokazał ekran Krollowi.Pojawiła się na nim galeriazdjęć murów kompleksu.Kroll zrobił wielkie oczy.- Kto ci to, kurwa, przysłał?- Darwisz, mieszka na północ od Tebryzu.Zadzwoni-łem do niego dziś rano, poprosiłem, żeby tam podjechał irzucił okiem.- Można się było spodziewać, że masz własnych szpie-gów.Kroll wziął telefon i przyjrzał się zdjęciom.- Kawał muru.- Tak, ale popatrz uważnie.Miejscami połatali go cegłąi gazobetonem.Widzisz te pęknięcia? To od wstrząsów.Można się przez nie przebić młotkiem.Kroll podniósł wzrok.- Potwierdza się moje przeczucie, że nie ma potrzeby ściągać artylerii.Przy głośnym wejściu z wybuchamii strzelaniną jest mała szansa, że Kafarow wydostanie sięw jednym kawałku.Nie potrzebujemy tych wszystkichludzi.Obaj bali się tego samego.Dima przez chwilę milczał,zamyślony.Kroll przetasował akta.- To ilu potrzebujesz?- Trzech do dowodzenia grupami uderzeniowymi.Kroll wzruszył ramionami.- Jak chcesz.Dima podniósł palec.- Nie, zaczekaj, zmiana planu.Trzech do grupy uderzeniowej z nami.Kroll rozpromienił się.- Drogą?Dima wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem, głośnomyśląc.- Ciężki mil zrzuci nas w sąsiedniej dolinie.Na pokła-dzie będą dwa samochody.Zrobimy rekonesans, spraw-dzimy, co trzeba, potem, kiedy odetniemy zasilanie, we-zwiemy grupy uderzeniowe.W ten sposób będziemy mieliwięcej możliwości w razie zmiany planu.- Zmiany jakiego planu?Dima popatrzył na Krolla.Zastanawiał się w duchu, wco pakuje swojego przyjaciela.- Nie wiem.Chcę być po prostu przygotowany, nawszelki wypadek.Ruchem głowy wskazał papiery.Kroll podniósł leżącąna stole słuchawkę telefonu.- Dobrze, jesteśmy gotowi.Pierwszy Lenkow.Do środka wmaszerował pierwszy kandydat.Ponaddwa metry wzrostu, piaskowe blond włosy, nordyckie rysy.Nie dotarł nawet do stołu.Dima pokręcił głową.- Najeżdżamy Iran, a nie Finlandię.Lenkow posłusznie obrócił się na pięcie i wyszedł.Kroll zmarszczył brwi.- Ale mógł się niezle bić.- Wygląda jak z plakatu werbunkowego Waffen SS.Oninie mogą wyróżniać się z tłumu.- Dobrze.Następny jest Hassan Zirak.- Dobre, kurdyjskie nazwisko.- Szyita z Lachinu.Zirak wszedł i stanął na baczność przed stołem, zewzrokiem utkwionym w ścianie.Był niski, miał najwyżejmetr sześćdziesiąt pięć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]