[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoro ją lubi, może ona będzie przy nim, kiedy mnie już straci.Zranienie Michaela to najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu miałam zrobić.Nie chcę tego, ale wiem, że byłabym wobec niego nieuczciwa, gdybym postąpiła inaczej.- Ej, co jest? - pyta Tegan.- Cały czas mam w głowie sprawy Agencji.- Dzisiaj nawet o nich nie myśl.- Będzie trudno, bo przecież cała ta impreza jest z powodu Agencji.- Musisz potańczyć.Idź po swojego faceta.- Dobrze, racja.- Przeciskam się przez tłum, ale w połowie drogi do baru ktoś na mnie wpada i wylewa mi na suknię lemoniadę.Zawracam więc i idę do łazienki.Korytarz znajduje się z tyłu, z daleka od okien, a żarówki od dawna nie były wymieniane.Pali się ich tak mało, żeprawie nic nie widać.Hałasy - muzyka, śmiech, dudnienie stóp -są tu stłumione, ale wyczuwalna jest atmosfera podniecenia.Szkoda, że nie ma tu Rachel, że nie może zobaczyć, jak świetnie wszystko się udało.Łazienka jest jasna i czysta.Jestem w niej sama.Wyrywam papierowy ręcznik i ścieram lemoniadę.Sukienka jest zniszczona.Tak samo będzie wyglądał mój związek z Michaelem, kiedy mu o wszystkim opowiem.Chciałabym, żebyśmy pozostali przyjaciółmi, ale znając jego dumę, pewnie nie będzie to możliwe.Smutno mi, chociaż dzisiaj nie powinnam się smucić.Uspokajam się i postanawiam nie zepsuć Michaelowi wieczoru.To będzie mój prezent pożegnalny.Wychodzę na korytarz.Kiedy drzwi za mną się zamykają, robi się ciemno, a do mnie dociera, że coś się stało ze światłem na korytarzu.Żarówki, które wcześniej ledwie świeciły, teraz zupełnie zgasły.Jedyne światło dochodzi z końca korytarza, gdzie w najlepsze trwa impreza.Ruszam w tamtą stronę, ale powstrzymuje mnie czyjaś ręka.- Dawn.Głos jest niski, właściwie złowieszczy, ale rozpoznaję go i przykładam sobie dłoń do piersi, żeby uspokoić łomoczące serce.- Boże, Sin, nie widziałam, że tu jesteś.Wystraszyłeś mnie.- Tak? Przepraszam.Jego głos ma dziwną, skrzeczącą barwę.Kiedy mówi, wyobrażam sobie dym idący mu z ust.Mam wrażenie,że od urodzenia umiera.Jest w nim coś przerażającego, czego wcześniej nie było, jakby ciemność zamieniła go w kogoś innego.Opiera dłoń o ścianę przede mną i wspiera się na niej.W mroku widzę jego uśmiech.- Dawn Montgomery - mówi.- Wysłanniczka, którą nigdy nie chciałaś być.Która kroczy po świętych śladach rodziców.Ze względu na Tegan i Michaela starałam się być dla Sina miła, ale teraz naprawdę mnie wkurza.Zgadza się, nigdy nie chciałam być wysłanniczką, ale stałam się nią, przejmując obowiązki, a poza tym nie podoba mi się, że szydzi z moich rodziców.- Zamknij się, Sin.Nic nie wiesz o mojej rodzinie.-Usiłuję go odepchnąć, ale on ani drgnie.- Wiem, że twój biedny brat zginął, kiedy ty chowałaś się w szafie.Jakie były ostatnie słowa, które do ciebie powiedział? Nie bój się ciemności?Nie mogę złapać tchu.Niemożliwe, żeby to wiedział, nigdy nikomu nie opowiadałam o ostatnich słowach Brady'ego.Ani Rachel, ani Michaelowi, ani Tegan.Były wypalone tylko w mojej pamięci.- Ale te słowa na pewno były niewielką pociechą.Nadal się boisz ciemności? - pyta.Wydaje mi się, że pierś mam z ołowiu.Dlaczego on to wszystko mówi? Gdzie się tego dowiedział? Chcę mu powiedzieć, żeby poszedł do diabła.- Skąd.skąd możesz.- Tylko tyle udaje mi się z siebie wydobyć.- Wiedzieć? Biedna Dawn.Cały czas jesteś małą dziewczynką uwięzioną w szafie.- W co ty ze mną grasz? - Słyszę, jak krew płynie w twoich żyłach.Szybko.Gwałtownie.Kusząco.Usiłuję go wyminąć, ale przesuwa rękę w dół, a drugą unosi i więzi mnie z nienaturalną siłą.- Wypuść mnie - mówię stanowczym głosem, mimo nagłego przypływu strachu.- Jeszcze ci nie podziękowałem.- Za co?- Za śmierć lorda Valentine'a.Skąd on o tym wie? To tajemnica.- O czym ty gadasz?- Szkoda, że sam go nie zabiłem.Strasznie go nienawidziłem.- Przecież go nie znałeś.- Śmieję się.- Masz w ogóle pojęcie, kim jest Krwawy Valentine?Uśmiecha się.Jest w tym coś bardzo, bardzo dziwnego.- A ty masz pojęcie, kim jestem ja? Atmosfera robi się coraz gęstsza.- Odkąd się urodziłem jestem znany jako Sin.Mój ojciec nie byłzbyt miły, wybierając mi imię.Widzisz, byłem bękartem.Pomyłką.Wypadkiem przy pracy, jak powiedział.Codziennie i każdej nocy wbijał mi to do głowy.Twierdził, że jestem wcielonym złem.W jego oczach byłem potworem.Ironia, kiedy pomyśleć, że największym potworem na świecie jest, to znaczy, przepraszam, był - on.- Twój ojciec?- Murdoch Valentine.Serce obija mi się o żebra.- Nie, niemożliwe, żeby był.- Ale jest.A raczej: był.Pochyla głowę nad moją szyją i słyszę, że oddycha głęboko, wyobrażam sobie, jak drgają mu nozdrza, które wchłaniają mój zapach.Kiedy się prostuje, w ustach ma dwa okropne kły.- To niemożliwe - mówię.- Ty.widziałam, jak chodzisz w słońcu.- Widziałaś.Jestem pierwszym wampirem w historii, który urodził się jako chodzący za dnia.Słońce nie ma na mnie wpływu.Wyobraź sobie, co mógłbym zrobić z posłuszną mi armią chodzących za dnia.Wielbiącą mnie.Mogę rządzić nie tylko ludźmi, ale i wampirami.- Ty jesteś tym synem, którego wezwał Valentine? -Jego sekretna broń.Zamknięta tu z mnóstwem nastolatków.I ze mną.- Tak.Myślał, że wypełnię jego wolę, której nie wypełnił Victor.Chciał przejąć Denver od środka.Powoli przekonywałem do naszej sprawy Strażników Nocy, zamieniając ich w najwyższe istoty.Widzisz, ten, kto otrzymuje moją krew, otrzymuje też dar.Są wampirami, ale nie są skazani na życie w nocy i strach przed słońcem.Walczę z jego uściskiem, ale równie dobrze mogłabym się szarpać we wnykach.- Ten wieczór jest idealny - ciągnie nonszalancko, jakbyśmy rozmawiali o muzyce.- Ta durna imprezka jest dla mnie najlepszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć.Całe mnóstwo idiotycznych, łatwowiernych nastolatków.Tegowłaśnie mi trzeba, żebym zrobił następny krok.Victor zajął się naszym ojcem.A niedługo, dzięki mojemu wyjątkowemu planowi, ja uporam się z Victorem.- Wyjątkowemu planowi? - udaje mi się z siebie wydusić.- Oczym ty mówisz?- Nazywasz go Kapturem.Wampir, który pojawił się, kiedy świeciło słońce.Zakładałam, że chował się w cieniu, w ciemnych chmurach.Ale nie musiał.Kaptur, podobnie jak Sin, nie boi się słońca.O Boże.A Victor o tym nie wie.Nie wie, że Kaptur śledzi jego.Nie wie, że nawet za dnia nie będzie bezpieczny.Nie mam jak go ostrzec.- Jeżeli moi Strażnicy Nocy, którzy mogą chodzić w słońcu, są moimi dziećmi, to Kaptur jest.moim ulubionym stworzeniem.Jest doskonałością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]