[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciemność, w której posuwali się teraz i mieli jeszcze czas jakiś wędrować, nie była całkowita.Chociaż zwały chmur na niebie nie odbijały obecnie promieni słonecznych, częste błyskawice wytyczały im szlak.Od miejsca, gdzie potoki Wielkiego Stoku zlewały się w całkiem spory strumień, droga stała się karkołomna, gdyż woda wyżłobiła wąwóz i musieli maszerować jego wyższym brzegiem gęsiego, nad samą krawędzią urwiska.Konieczność zachowania ostrożności opóźniała pochód.Mozolnie obchodzili narzutowe głazy, w tym wiele wyraźnie poruszonych przez ostatnie wstrząsy podziemne.Poza odgłosem ich kroków regularne postękiwania nosiciela były jedynymi dźwiękami konkurującymi z szumem strumienia.Rozlegający się w przodzie huk zapowiadał bliski już wodospad.Wytężając w mroku oczy, dostrzegli światełko.O ile się mogli zorientować, płonęło na krawędzi wąwozu.Procesja stanęła i wszyscy na wszelki wypadek zbili się w gromadkę.- Co to? - zapytał Gren.- Jakież to stworzenia zamieszkują tę ohydną dziurę w ziemi?Nikt nie odpowiedział.Sodal Ye mruknął coś do gadającej kobiety, a ta z kolei do swej niemej towarzyszki, która zaczęła znikać, wyprężona w postawie na baczność.Yattmur ścisnęła Grena za ramię; Gren po raz pierwszy był świadkiem aktu znikania.Przez ciało kobiety przezierał nierówny stok.Otaczające ich ze wszystkich stron cienie potęgowały wrażenie niesamowitości.Tatuaże wisiały przez chwilę w mroku, na pozór bez żadnego oparcia.Wysilił wzrok, by niczego nie uronić.Kobieta zniknęła, nieuchwytna jak odgłos spadającej wody W dramatycznym napięciu oczekiwali nieruchomo, aż powróci.Bez słowa wykonała parę gestów, które druga kobieta na użytek Sodala przełożyła na pomruki.Sodal chlasnął ogonem po łydkach swego tragarza, by ruszył dalej.- Nic nam nie grozi - powiedział.- Tam jest kilka futroszorstków, pewnie strzegą mostu, ale uciekną.- Skąd wiesz? - zapytał Gren.- Lepiej będzie, jeśli narobimy wrzawy - Sodal Ye zignorował pytanie Grena.Zaraz potem wydał tubalny, rozdzierający zew, który przeraził Yattmur i Grena i wywołał płacz dziecka.Gdy podchodzili bliżej, światełko zamrugało i przesunęło się za krawędź urwiska.Przybywszy na to miejsce, mogli spojrzeć w dół stromej ściany.Błyskawica oświetliła sześć czy osiem ryjowatych stworzeń wskakujących do parowu jak piłki - w tym jedno z prymitywną pochodnią.Wciąż oglądali się za siebie i wyszczekiwali inwektywy.- Skąd wiedziałeś, że uciekną? - powtórzył Gren.- Nie gadaj tyle.Musimy tutaj bardzo uważać.Dotarli do czegoś w rodzaju mostu: jeden brzeg zwalił się, tarasując koryto, i strumień musiał się przedzierać tunelem, nim runął w rozbryzgach do sąsiedniego wąwozu.Zawał opierał się o przeciwległy brzeg, tworząc łuk ponad nurtem.Ciemności powiększały ryzyko przejścia tą wyboistą i niepewną drogą, więc stawiali krok za krokiem.Ledwie jednak weszli na rozpadający się most, gdy znienacka poderwała się hałaśliwie spod ich stóp chmara maleńkich istot.Powietrze rozsypało się na czarne, fruwające kawałeczki.Gren wpadł ze strachu w szał, tłukąc małe, śmigające wokół niego ciałka bez opamiętania.Uleciały po chwili.Podniósł głowę i ujrzał gromadę stworzeń kołujących i nurkujących ponad nimi.- To tylko nietoperze - powiedział obojętnie Sodal Ye.Naprzód.Wy, ludzkie stworzenia, słabo wytrzymujecie tempo.Ruszyli.Znowu mignęła błyskawica, bieląc świat i zamieniając go na moment w martwą naturę.W bruzdach pod ich stopami, tuż nad głowami i z boku mostu, sięgając w dół spadającej wody - jak las bród wrastających w rzekę - rozbłysły pajęcze sieci, jakich Gren i Yattmur nigdy w życiu nie widzieli.Yattmur wykrzyknęła coś na ich temat, a Sodal odezwał się wyniośle:- Nie zdajecie sobie sprawy z rzeczywistości kryjącej się za niezwykłym widokiem, jaki tu oglądacie.Niby jak możecie sobie zdawać sprawę, będąc zwykłymi mieszkańcami lądu.Inteligencja zawsze wychodziła z mórz.My, sodale, jesteśmy jedynymi nosicielami mądrości świata.- Skromnością to ty na pewno nie grzeszysz - powiedział Gren, pomagając Yattmur w przeprawie na drugi brzeg.- Nietoperze i pająki zamieszkiwały stary, chłodny świat wiele tysiącleci temu - podjął Sodal.- Ale rozrost królestwa roślin postawił je przed alternatywą: albo sobie przyswoją nowy sposób życia, albo wymrą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]