[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnalazł ciche, ale przecież nie najgorsze miejsce wewszechświecie.- O rany, to ty jesteś sławna.- Sława jest dla prostaków.Kiedy Gabriel miał sześć lat, wbił sobie do głowy, żejest adoptowanym dzieckiem.Chciał całe życie szukaći wreszcie odnalezć prawdziwych rodziców.Okażą sięniezwykłymi ludzmi i razem przeżyją różne przygody.- Niestety, jestem tak podobny do ojca, że musiałemporzucić te szczenięce marzenia.- Moja mama umarła na tajemniczą chorobę.- Wiem, mówiłaś.Bardzo za nią tęsknisz?- Nie.A jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiekwidziałeś?Kiedy był mały i miał gorączkę, widział diabła.Wciemnym pokoju coś szumiało, meble te same, ale wyraz-nie czuł, że to tylko kopia sypialni, identyczna, ale prze-pełniona grozą, zastygnięta w lęku.Nie wiedział, czemupodnosi głowę z mokrej od potu poduszki i zagląda zawezgłowie łóżka.Unosił się tam ciemny wir, jak chmura kurzu, jak zawi-rowanie w rzeczywistości.Wewnątrz nagle pojawiła sięchuda, wykrzywiona twarz z rogami, po chwili znikła.Alegorączka nie pozwoliła mu na panikę, rozpuściła nawetstrach w gorącej zawiesinie, w jąkaniu się rzeczywistości.- No to widziałeś diabła i jesteś ateistą?- Gorączka.- A nie wydaje ci się, że zastąpiliśmy Boga, duchy idemony biologią i fizyką? Nie rozumiemy zasad ich dzia-łania, jak nie rozumieliśmy czynników nadprzyrodzonych,ale to właśnie ich tajemniczymi prawidłami tłumaczymycały świat.- Ja tam doskonale rozumiem zasady biologii.Tak sięmoże wydawać komuś, komu brakuje solidnej wiedzy i taksobie teoretyzuje.- A tobie brakuje wyobrazni.A co najgorszego wi-działeś bez gorączki?- Zlepego z psem przewodnikiem.- No to raczej takie wzruszające.- Nie, posłuchaj.Do gimnazjum chodził niedowidzą-cy chłopak i miał psa przewodnika.Chcieli tego chłopakaintegrować ze zdrową młodzieżą.I on ciągle krzyczał naswojego psa, pluł na niego i go kopał.Nie widziałem ni-gdy, żeby ten pies merdał ogonem.- Może jak pies służy jako przewodnik, to nie merdaogonem? Może tak je szkolą? - powiedziała po chwili.Wzruszył ramionami.- A bo ja wiem.Widziałem psy szukające narkotykóww bagażach.Strasznie się cieszą, jak coś wywęszą.Szcze-kają, merdają ogonem, całe się trzęsą ze szczęścia.Więcnie wiem.- To właściwie bez znaczenia.- Widzisz, a na dodatek jestem pewien, że pies kochałtego ślepego skurwysyna.Kiedyś też widziałem, jak pod-czas dostawy do sklepu rybnego z ciężarówki wyleciał takilśniący strumień żywych karpi prosto na chodnik.Pracow-nicy nie przejęli się tym wypadkiem, chodzili w kaloszachwśród drgających ryb i zbierali je bez pośpiechu.Jak do-stawa ciał w Oświęcimiu.- Kochasz zwierzęta?- Czasem trudno, kiedy mieszka się z Guciem.- Chyba też przejdę na wegetarianizm.Ale zawsze topostanawiam, kiedy już zjem obiad, nigdy przedtem.- To zacznij polować.Kiedy sama ryzykujesz życie,to nie jest takie obrzydliwe jak korzystanie z fabryk mięsa.I tak opowiedzieli sobie swój cały świat.Każdego dniawychodzili ze szkoły, połączeni tajnym paktem, spokojniepatrząc na otaczającą miernotę.Szli przez park, który na-zywała obozem koncentracyjnym dla przyrody, a potemwitali się ze strażnikiem bramy.Sonia robiła nowe szkice -twierdziła, że wciąż nie może uchwycić jego prawdziwejistoty - potem szli do nowoczesnej, przestronnej kuchnicoś przekąsić.Kiedy wracał ojciec dziewczyny, Gabrieljechał do domu.Nigdy nie zaprosił jej do siebie, choć ma-rzyła o poznaniu potwora Gucia.Nie chciał, żeby codzien-ność, wymądrzający się ojciec, cielęco łagodna matka,zanieczyściła jego tajemnicę.Widział, że się cieszą i szep-czą między sobą, że ma dziewczynę, brzydziło go to.Czasem jezdzili do Aazienek czy na Pole Mokotowskie,przy czym Sonia wolała ten drugi park, ponieważ był bar-dziej demokratyczny i przeznaczony dla zwykłych ludzi, anie nadętych rojalistów.Raz zaprosiła Gabriela na pizzędo restauracji San Marzano; kelnerka obsługiwała ich nie-chętnie i powoli, widać uznała, że są za młodzi i nie zo-stawią napiwku.Siedzieli przy regałach z książkami i bar-dzo się ucieszyli, kiedy odkryli, że z powodu płytkościregałów tomy zostały równiutko i estetycznie przepiłowanena pół.- Boże, ten jeden regał symbolizuje całą naszą cywili-zację - powiedziała Sonia.Wyjął telefon i zrobił jej zdjęcie na tle przepiłowanychksiążek.- Zwinia, nie zdążyłam się potargać.Kiedy wyszli z pizzerii, zobaczyli, jak matka z wóz-kiem przejeżdża obok trzech pijaków.Pijacy stali nachodniku, ale ich nieposłuszne ciała ciążyły w stronę jezd-ni.Jeden zajrzał do wózka i uśmiechnął się szeroko.- W przyrodzie wszystko, co małe, jakoś jest ładne -powiedział do kolegów.- Roślinki, dzieci.Kluseczki.- Pająki też są małe - zwrócił uwagę drugi pijak.- Bo o dorosłych pająkach mówisz, mi chodzi o pają-ki bobasy - powiedział pijak filozof.Zaczęli się śmiać.- Nie chodzi o rozmiar - powiedział Gabriel do Soni.-To jest coś takiego, co po niemiecku nazywa się Kind-chenschema.Duże głowy, wielkie oczy, pucołowate po-liczki, guzikowaty nos, cofnięty podbródek.W ten sposóbprzyroda pilnuje, żeby rodzice opiekowali się potom-stwem.Te cechy wywołują odpowiednie reakcje chemicz-ne, które egzaltowani ludzie nazywają miłością rodziciel-ską.- Ale może wielkie oczy i pucołowate policzki wywo-łują te reakcje chemiczne właśnie dlatego, że tak wygląda-ją dzieci, które kochamy.- Jesteś sentymentalna.- A ty cyniczny jak staruch.- %7ładen cynizm, po prostu prawda o świecie.Był piątek, dzień przed osiemnastymi urodzinami Ga-briela.Chłodny, ciemny dzień.Jesień nadeszła niespo-dziewanie, jakby ktoś nagle położył ci na twarzy zimną imokrą dłoń.Sonia spózniła się na pierwszą lekcję, jużkiedy szła do niego między ławkami, zobaczył, że cośjest inaczej.Miała makijaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]