[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brzeg zaś więcej płaski, piasczysty, zalewany powodziami,porosły rokiciną, a będący zwykle półwyspem, zwał się "kępą", jak naprzykład Saska."Bo gdzie dębowe drzewo z topolowemZdawna porosło, zowią to ostrowem;Kępą rzekają, gdzie chrust albo piasekI drobny lasek".Objaśnienie to dopełnia Klonowicz w innem miejscu:"Jest brzeg dwojaki, jeden ostry zowieA drugi płaskim nazwali flisowieOstry pewniejszy flisom bo głęboki,Przykry wysoki.I tego się nurt rad trzyma; lecz winaDo niego, bo w nim bywa prądowina;Ten woda głodzie i w ten wali lasyPo wszystkie czasy".Z powyższego dokładnego objaśnienia, widzimy jasno, że w językupolskim ostrów, brzeg ostry znaczył to samo prawie co w dzisiejszejgwarze orylskiej zowie się buchtą, która to ostatnia nazwa wziętą zo-100stała żywcem z niemieckiego, die Bucht - wybrzeże wgłębione w lądnurtem rzeki.Kępa, która jak wyżej powiedzieliśmy jest zwykle pół-wyspem, oddzielona bywa najczęściej od lądu żłobami łąk czyli ługamilub też "łachą" wodną będącą śladem dawnego koryta rzeki.Tu nad-mienićby jeszcze można, że nazwa "ostrowu" stosowana była pózniejnieraz do lasu na wyżynie nawet w miejscowościach, gdzie wcale rzekinie było.Poniżej pięknej kępy w okolicy Marymontu, lewy brzeg Wisły prze-chodzi w wyniosłość porosłą lasem nad którym bieleją wieżyce ko-ścioła Kamedułów na Bielanach.Wybrzeże to, które na Zielone Zwiąt-ki kipi życiem i wesołym gwarem tłumów warszawian, było dziś bez-ludne, ciche.Można było sobie wyobrazić tylko te rzesze o rozpromienionych li-cach, śmiejące się szczerym słowiańskim śmiechem, tańczące, grające izajadające z polskim apetytem a najmniej rozmyślające od jakich toczasów wzięły się podobne zwyczaje w ich ziemi.Któż bowiem dziśsię zastanawia że jeszcze w dawnym obyczaju ludów słowiańskichznane było radosne witanie wiosny i lata jako cudownego zmartwych-wstania przyrody, tej żywicielki człowieka po ustąpieniu martwoty zi-mowej.Po przyjęciu wiary chrześcijańskiej, ludy lechickie starały sięuroczystości zabawy i igrzyska wiosenne przyłączyć do najbliższychświąt kościelnych nowej wiary a więc do Wielkiejnocy i ZielonychZwiątek, którym też dotąd towarzyszy: Rękawka, Dyngus, chodzenie zNowem latkiem, Gaikiem, Maikiem, Kogutkiem lub Królewną, urzą-dzanie chuśtawek, majówek, śpiewów i tym podobnych igrzysk.Poni-żej Bielan spotykamy przy lewym brzegu dziwnie piękne ustronienadwiślańskie zwane przez oryli "Ciemną łachą".Jest to wąskie ramięWisły z brzegami porosłymi cienistym gąszczem liściastym, z wodą ci-chą, spokojną, która od tej zieleni drzew przedstawia się jak ciemnoszmaragdowe zwierciadło.Dalej za tą kępą widać w przecięciu drzewpałacyk w Młocinach.Była to kiedyś letnia rezydencya wszechwładne-go z doby saskiej ministra Bruhla, a po nim Adama Ponińskiego.Pięk-ny ogród tutejszy nad Wisłą był czas jakiś tłumnie nawiedzany przezwarszawian, dopóki po zniesieniu %7łoliborza nie odsunęło się miasto iupodobania jego mieszkańców w stronę przeciwną.Za Tarchominem, którego kościelna wieżyczka strzela nad poziomdrzew okolicznych, spotykamy kilkanaście berlinek o rozwiniętych ża-glach, partych silnym wiatrem w górę Wisły.Ten cały szereg białych,olbrzymich wydętych płócien, jak korowód potężnych proporców, lubpłynących środkiem wzburzonej Wisły majestatycznych łabędzi, two-rzył typowy, a imponujący widok mazowiecki.Nasi dwaj flisowie spo-strzegłszy takowy z daleka, rzekli zaraz: "Idą obrazki".101Któż nie zna potężnej siły wiatru, który dmąc w rozpięte żagle, holujew górę Wisły ładowne statki.Nie każdy jednak sobie wyobraża, że siłata jest tak wielką, iż przy pomocy samych żagli, ogromna i ładownaberlinka posuwa się w górę bystrej rzeki z szybkością konia biegnącegodobrym kłusem, a rozpruta przez nią powierzchnia wody, tak jak za pa-rowcem tworzy dwa wały fal.Gdy fale te bujały gwałtownie nasząHalką, czytałem moim towarzyszom ustęp z Flisa:I jako ryba wodę głową porze,Tak szkuta rzekę sztabą rznie i orze,I dzieli bruzdy na obiedwie stronieJak po zagonie.Wąsy rozkłada po wodzie przed sobą,Kiedy wiec flaga pod pogodną dobąUcichnie szumna, a Neptunus bierzeZ wiatrem przymierze.A styr po zadu tudzież płynie w pogoń,Jako za rybą wodowładny ogon,Kieruje szkutę a ona nie błądziGdy ją styr rządzi.Ale gdy przyjdzie przeciw wodzie płynąćPotrzeba żagle wydęte rozwinąć,Zażywać czasu, póki wiatr po tobieDmie w pole obie.Powyższy ustęp z Flisa przypomniał mi wydaną przez Jakuba Kazimie-rza Haura w wieku XVII "Ekonomikę ziemiańską", w której znajdujesię ciekawy rozdział "Spust do Gdańska" zasługujący tutaj na stresz-czenie."Industrya ludzka, pisze Haur, na takie się zdobywa różne towary jakiegdzie popłacać mogą, to jest na zboża, prowianty, woski, miody, łoje,przędzę, płótna, potaże, galman, ołów, minią, żelazo, stal, woły, skóry,klepki i inne wszelkie rzeczy, którekolwiek tylko z przemysłu ludzkie-go do handlu i pożytku znaleść można.Co czynić porządnie, za wia-domością pewną, prędko a nie skwapliwie, według czasu i za targiemalbo walorem, przez dwojaki sposób, na ryzyk, albo na pewny z kup-cami kontrakt i postanowienie.Jednak wprzód trzeba kredką obracho-wać miawszy na pamięci kapitał, koszt swój i zysk doma porachowaw-szy, dopiero w imię Pańskie z swoim na defluitacią pospieszyć ładun-kiem."Statki wszelkie na tę defluitacią mają być:Szkuty, Dubasy, Komiegi, Byki, Kozy, Wiciny, Lichtony, galary,102Czułny ze wszystkiemi potrzebami, porządne, płytko budowane,udychtowane, osmalone (t.j.smarowane smołą), często aby się pod-czas wielkiego gorąca nie zsychały.Tratwy aby były z nośnego i su-chego drzewa dobrze zbijane i opatrzone."Naczynia i potrzeby wszelkie do wzwyż pomienionych statków takiemają być: Maszt, Reja, Karnaty, Sztak, Tryl (polna lina)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]