[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto wie? Może w tej chwili teżgra, udając, że nie znała mojego ojca? Ale z drugiej strony może rzeczywiście nigdy go niespotkała? Może mówi prawdę.Najchętniej zebrałaby się na odwagę, zdjęła z szafy album, pokazała go Uranii izobaczyła, jak tamta zareaguje.Może wówczas uzyskałaby odpowiedz na swoje pytania.Alerównie dobrze aktorka mogła zareagować na te dokumenty dokładnie w ten sam sposób, jakna fotografię - całkowitym opanowaniem, nieukrywaną ciekawością i nieprzeniknioną twarzą.- Przyjmuję to za komplement - powiedziała w końcu.- Powinnaś - odrzekła Urania.- Twój ojciec był bardzo przystojnym mężczyzną, a tyjesteś atrakcyjną młodą kobietą.- Urwała, rozglądając się za popielniczką, po czym zgasiłapapierosa w dekoracyjnej miseczce stojącej na toaletce.Odwróciła się do Tracey.- Bardzo gokochałaś, prawda?- Tak - wyznała Tracey - bardzo.- Stracić kogoś, kogo się kochało, to naprawdę ciężkie przeżycie.- W głosie gwiazdybrzmiał autentyczny smutek.- Nieważne, co nam odbiera ukochaną osobę, śmierć, rozwódczy jeszcze coś innego.Tracey z zafascynowaniem wpatrywała się w maskę wielkiej tragiczki na twarzyUranii.Przecież to niepodobna, aby ten głęboki żal i rozpacz były tylko grą.Sprawiaływrażenie tak prawdziwych uczuć.Jeśli Urania udawała, była lepszą aktorką, niż Traceypoczątkowo sądziła.- Wiesz co - powiedziała teraz z ożywieniem, całkowicie zmieniając nastrój -porzućmy lepiej ten ponury temat.- Właśnie - podchwyciła Tracey.usoladnacs- Co byś powiedziała, gdybyśmy wybrały się do wioski na lunch? Możesz oderwać sięna dłużej od biurka?- Jasne, z przyjemnością.- No to spotkamy się na dole za dziesięć minut - zakończyła Urania i opuściła pokój.Tracey pospieszyła do łazienki.Szybko pomalowała usta, nałożyła odrobinę różu napoliczki, przejechała szczotką po włosach i dyskretnie spryskała się perfumami.Przebrała sięw lekki czarny sweter i czarne spodnie, bo przecież nie sposób było pokazać się wtowarzystwie Uranii w dżinsach albo w dresie, a na nie włożyła cienki, skórzany żakiet wkolorze krzyczącej czerwieni, kupiony w ubiegłym roku na wyprzedaży w Miami, świetniekomponujący się kolorystycznie ze sportowymi butami od Prady, zaskakująco wygodnymi, ajednocześnie prezentującymi się szalenie szykownie.Wzięła torebkę i zeszła na dół, do głównego holu, gdzie miała spotkać się z Uranią.Wracająca właśnie z tarasu Maria Stefanou zmierzyła ją spojrzeniem od góry do dołu.- Pani gdzieś wychodzi, pani Sullivan? - zapytała.- Tak - odparła Tracey.- Urania i ja wybieramy się do wioski na lunch.W oczach gospodyni błysnęła złość.A może tak się tylko wydawało?- Mam nadzieję, że nie zmęczy pani madame niepotrzebnie - powiedziała, władczounosząc podbródek i znikając w okolicach kuchni.Pojawiła się Urania, wyglądająca w każdym calu jak starzejąca się diwa - w czarnymkapeluszu z ogromnym rondem, turkusowych spodniach i swetrze i w butach na wysokimobcasie w tym samym kolorze.Obszerny, czarny, kaszmirowy szal miała udrapowanyefektownie wokół ramion.Ciężkie, złote ozdoby w uszach, na szyi i nadgarstkachpobrzękiwały przy każdym ruchu, a wielkie okulary przeciwsłoneczne od Versacegozakrywały twarz na wypadek spotkania z wielbicielami.- Gotowa, kochanie? - zaszczebiotała.- Gotowa - odrzekła Tracey, myśląc jednocześnie, że w ciągu najbliższego kwadransakażdy mieszkaniec Santorynu będzie wiedział, że Urania Vickers je dzisiaj lunch w wiosce.Przy bramie Tracey upuściła wyjętą z torebki kartę do otwierania drzwi.Kiedy sięschyliła, żeby ją podnieść, kątem oka dostrzegła Marię Stefanou, spoglądającą na nią przezokno.Gospodyni wycofała się szybko.Gdyby spojrzenia potrafiły zabijać, leżałabym jużmartwa, pomyślała przelotnie.Dotknęła amuletu na szyi, szczęśliwa, że ochraniał ją przeddiabelskim okiem, choć jednocześnie musiała się uśmiechnąć na myśl, że wierzy w podobnezabobony.usoladnacsSłońce świeciło, ale dzień był chłodny, gdyż wiał silny wiatr.Turystów pozostałoniewielu i niektóre sklepy miały przerwę aż do Wielkanocy.Urania i Tracey wybrały niewielką kawiarnię z oszałamiającym widokiem na kalderę.W kącie siedział samotny, mocno opalony mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych.Kiedy Tracey popatrzyła na niego, uśmiechnął się.Samotny turysta, pomyślała.Pewnieusiłuje poderwać jakąś dziewczynę na wieczorny wypad do klubu.Kiedy raczyły się sałatką z owocami morza, Tracey postanowiła zagadnąć Uranię o testraszliwe hałasy, które słyszała ostatniej nocy w wieży w sąsiedztwie.Oczywiście najpierwnależało wybrać odpowiedni moment.Okazało się, że nie musiała czekać zbyt długo.- Sir Hugh niebawem wyjeżdża - oznajmiła Urania.- Chyba powinnam zaprosić goprzedtem do nas na obiad.- To on nie mieszka w Oii przez cały rok? - zapytała Tracey.- O nie, kochanie.Sir Hugh nie potrafi żyć bez słońca.Ma piękny dom na Barbadosie ijedzie tam za kilka tygodni.Wróci dopiero po Wielkanocy.- A w Anglii też ma dom? - pytała dalej Tracey.- Bogowie, nie! - oświadczyła Urania.- Jest wygnańcem podatkowym.W Anglii możespędzić najwyżej kilka dni w roku, a już mowy nie ma o posiadaniu tam domu.- Nie wiedziałam - odrzekła Tracey.Po krótkiej przerwie zaś dodała: - A co zsąsiadami z drugiej strony? Czy oni także wyjeżdżają?Urania wypiła łyk wody i odstawiła szklankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]