[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzę, że pan mecenas całkiem zawrócił ci w głowie.Aile on ma lat?- Kto?- No, ten twój pan mecenas.- Bo ja wiem.- zająknęła się Flora.- Wygląda bardzo młodo.Ale może niejest taki młody, skoro jest adwokatem.- Tak? A na ile wygląda?- No, na jakieś trzydzieści.trzydzieści pięć.- A ty ile masz?- No i co z tego?- Ano, nic.Tak tylko pytam.- Jutro cię z nim umówię.Tylko go nie podrywaj,- Mam inne sprawy na głowie.- To chwała Bogu.Ale mówię ci - takiemu mężczyznie nie można sięoprzeć.- Widzę.- Co widzisz?- %7łe się nie oparłaś.- Ech, z tobą nie można poważnie porozmawiać.Zobaczysz go, to zrozu-miesz.Sabina się roześmiała.RLT- Nie musisz mi tłumaczyć.Znam to.Mnie się to też zdarzyło.- No, widzisz - ucieszyła się Flora.- Nie chciałabym tylko, żebyś się znów sparzyła.- A nawet jak się sparzę, to co? Z takim mężczyzną warto.Gdybyś wiedzia-ła, jak on na mnie patrzy!- No, dobrze.Ale co mówił w mojej sprawie?- %7łe musi jeszcze coś sprawdzić.Jutro mi powie.- No, dobrze.To do jutra.Następny dzień przyniósł złe wieści.Okazało się, że sąd, zaniepokojonyprzedłużającym się pobytem Fuksji za granicą, zażądał jednak jej powrotu dokraju.Wezwanie do Sabiny nie dotarło.Zostało wysłane na adres Kevina, ktośpokwitował odbiór, ale Sabina była wtedy daleko poza Nowym Jorkiem i zawia-domienia nie otrzymała.Zresztą, była już wtedy po rozwodzie z Kevinem.Wyglądało na to, że jednak czekają więzienie.Chyba że przystojny pan ad-wokat coś wymyśli, żeby ją od tego uchronić.Sabina zajrzała do pokoju dzieci.Robert siedział przy komputerze i grał wjakąś grę.Podniosła materac na łóżku Fuksji.Pamiętnika nie było.No, tak.Pew-nie przyjechała głównie po pamiętnik.Bała się, że go znajdę i przeczytam.Tylkoże trochę za pózno o tym pomyślała.Sabina poczuła się strasznie samotna.Fuksja się wyprowadziła.Maks ostat-nio ciągle gdzieś znikał, a nawet jeśli był, to w ogóle nie dało się z nim rozma-wiać.Flora się zakochała.Nawet kota nie było.Tylko Robert jej został.Podeszłado chłopca i przytuliła go.%7łachnął się.- Mamo, nie przeszkadzaj! Popsułaś mi całą akcję.Odsunęła się i wyszła z pokoju.RLTDo niedawna mieszkanie było za ciasne, a teraz nagle wydało się jej strasz-nie wielkie i puste.Czy warto wobec tego je zamieniać? Jak pójdzie do więzie-nia, to będzie jeszcze więcej miejsca.Flora zaopiekuje się Fuksją, a Maks z Ro-bertem będą mieli wystarczająco dużo przestrzeni.Każdy po jednym pokoju i dotego living-room.A potem Roberta pewnie zabierze ojciec do Stanów, a wmieszkaniu zostanie tylko Maks.Który sprowadzi sobie jakąś panienkę i hulajdusza.A ja będę się starzeć w więzieniu.A jak wreszcie wyjdę, to nikt nie będziemnie chciał znać, bo kto chciałby zadawać się z kryminalistką? I może nawetnikt mnie nie pozna? Posiwieję, zęby mi wypadną, bo tam przecież nie ma żadnejopieki dentystycznej.Pracy nie znajdę, więc zacznę kraść i znowu mnie aresztują.I tak aż dośmierci, która oby przyszła jak najszybciej.Te ponure myśli przerwał telefon od Fuksji.- No i co z tą przeprowadzką?- Z jaką przeprowadzką? - zapytała bezmyślnie.- No, waszą.Siedzę tu sama, a wy nie możecie się zdecydować.- To wracaj do nas.- Jak wrócę, to nigdy się nie przeprowadzicie.Jest Maks?- Nie ma.- Szkoda.- Bo co?- Bo może on by podjął decyzję.- Maks? %7łartujesz! Czy on kiedykolwiek podjął jakąś decyzję?- Podjął.- Jaką?RLT- Nieważne.Bardzo was proszę, przeprowadzcie się szybko.Tutaj jest takfajnie.- Naprawdę chcesz, żebyśmy się przeprowadzili?- No, pewnie.- Dobrze, dziecko.Podtrzymałaś mnie na duchu.Be już sama nie wiem, corobić.Bardzo mi ciebie brakuje.- A Robert? Przecież masz Roberta.- Robert, to Robert.To jest facet.Nie pogadam- z nim tak jak z tobą.- No, to przyjeżdżajcie.- Pa.- Pa.Sabina wróciła z pracy potwornie zmęczona.Często wracała zmęczona i co-raz bardziej zniechęcona.Zarobki nie rekompensowały wysiłku i poświęcenia,jakie wkładała w opiekę nad chorymi.To już nie chodziło zresztą tylko o rekom-pensatę.Każdy chciałby, żeby jego praca była doceniana.A czy można mówić o docenieniu, kiedy pensja nie wystarcza nawet naprzeżycie od wypłaty do wypłaty?Sabina była i tak w dobrej sytuacji.Alimenty w dolarach na Roberta i sporasumka na koncie wpłacona przez byłego męża w ramach odszkodowania za roz-wód dawały gwarancję, że z głodu nie umrze.Ale co miały zrobić jej koleżanki,często samotnie wychowujące dzieci i niemające żadnych dodatkowych docho-dów? Sabina ciężko westchnęła.Pielęgniarstwo to niewdzięczny zawód.Nie-wdzięczny? Przecież lubiła swoje zajęcie.Cieszyła się, kiedy ktoś chory i cier-piący uśmiechał się do niej i dziękował, choćby za poprawienie poduszki.Czylepsze byłoby wypisywanie kwitów na poczcie? Picie herbatki i plotkowanie zkoleżankami gdzieś w zamkniętym pokoju jakiegoś administracyjnego urzędu?Nie.Na pewno nie.Tu miała kontakt z ludzmi, co dzień działo się coś nowego iRLTmiało się poczucie, że jest się potrzebnym.Nie, nie zamieniłaby swojego zawoduna żaden inny.Tylko dlaczego coraz częściej ogarnia ją zwątpienie?Zadzwonił telefon.Sabina podniosła się ciężko z fotela i rozejrzała za słuchawką.Znalazła ją napodłodze.Pewnie Maks ostatnio gdzieś telefonował i rzucił gdzie popadło.Amoże Robert.Wszystko jedno.Obydwaj tacy sami.Bałaganiarze.- Halo - odezwała się.Pani po drugiej stronie upewniła się najpierw, z kim rozmawia, a potemprzedstawiła się.Sabina nie dosłyszała.- Przepraszam, nie zrozumiałam, z kim mówię - powiedziała.- Z prokuraturą - powiedziała pani, a Sabinie zabrakło tchu.Pewnie chcą ją poinformować, że jutro zostanie aresztowana i że ma sobieprzyszykować szczoteczkę do zębów i pastę, bo tego chyba w więzieniu nie dają.- Słucham - powiedziała słabym głosem.- Chciałam zawiadomić, że ma się pani zgłosić do prokuratury na rozmowęjutro o czwartej po południu.Sabina wzięła głęboki oddech.- Dlaczego? - spytała bez sensu.- Ponieważ pani prokurator chce z panią porozmawiać.Proszę zapisać sobienazwisko.Sabina zapisała i usiadła.Serce waliło jej jak młotem.Powinnam mieć adwokata, myślała.W Ameryce nikt bez adwokata z proku-ratorem nie rozmawia.Ogarnęła ją złość na Florę.Całkiem zawaliła sprawę.Za-miast zadbać o to co najważniejsze i załatwić jej obronę, uległa urokowi jakiegośkomplemenciarza, któremu w ogóle się nie spieszyło.Nic dziwnego.Za każdąwizytę liczył sobie z osobna.Pogadał, pogadał, a Flora płaciła.Nie z własnej kie-szeni zresztą.Muszę jakoś ją zdopingować.Tu się ważą moje losy, a ona sobieRLTromansuje.Gdyby się nie podjęła i nie powiedziała, że znajdzie mi adwokata, tosama bym sobie znalazła jakiegoś prawnika.Ale się podjęła.A ja jej uwierzyłam,myślała Sabina i coraz bardziej była wściekła na Florę.A jeszcze przecież trzebasię odwołać od wyroku sądu rodzinnego, żeby Fuksja nie została zabrana do do-mu dziecka.Tyle spraw i żadnej fachowej pomocy.Tymczasem Flora podążała w kierunku kancelarii adwokackiej.Tym razemtrochę zainwestowała w swój wygląd.Kupiła na ulicznym straganie indyjską, ko-lorową sukienkę i koraliki ze sztucznych turkusów, poszła do manikiurzystki ipedikiurzystki, i umalowała usta.Dość krzywo zresztą z powodu braku doświad-czenia i wprawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]