[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętamżelazną niepisaną zasadę: temat ciągniemy tak długo, aż niebędzie niedomówień, smutków i pretensji.W tej metodzienie było miejsca na ciche dni i obrażone minutki.Nigdy,przenigdy nie rozstawaliśmy się w niezgodzie.Konflikt?Przegadać, unicestwić.– Tak tęsknię za naszymi rozmowami – wzdycha czasemsmutny Blejk.Ja też bardzo tęsknię.A stało się z nimi coś najbardziej prozaicznego: pokonałje brak siły i czasu.Oczywiście nie chodzi tu o omawianie162bieżączek, tylko rozmowy przez świdrujące, wibrujące R.Gdy liczba tematów do przegadania wzrasta skokowo, ener‑gia na ich omówienie kurczy się niemal do zera.Zaczęło się od drobnych przekładanek na samym po‑czątku połogu.W danej chwili nie ma czasu omówić cze‑goś malutkiego? Pogadamy o tym wieczorem.Wieczoremsię nie udaje, a po drodze wydarza się coś jeszcze.I jeszcze,i jeszcze.Kolejne sprawy są spychane gdzieś w głąb: niema kiedy ich wywalić i przewałkować, a one ukryte rosnąi wcale nie znikają.Małe dodają się do dużych.Duże stająsię jeszcze większe.Ani się obejrzeliśmy, a z nieprzegadanych tematów uzbie‑rał się materiał na niezłą terapię.Ich stos urósł, a my doszli‑śmy do momentu, w którym woleliśmy go już nie dotykać.Już baliśmy się uruchomić lawinę.Blejk i ja niepostrzeżenie przestaliśmy ze sobą rozmawiać.W tym stanie odwiedziła nas J., żona J.Gdy zaczęliśmyjej opowiadać, co się dzieje, patrzyła wielkimi oczami.– Musicie więcej czasu spędzać, zajmując się sobą nawza‑jem – poradziła od serca.A na następnym spotkaniu J.& J.podarowali nam książkęo tym, jak kobiety powinny komunikować się z mężczy‑znami i vice versa.Dobre intencje.Dobre sobie.6 Czas na rachunek.Będę ze sobą szczera.Jak często w ciągu dnia przytulam / głaszczę / całuję / smyram / miziam / łasko‑czę / pieszczę córkę?A męża?Do niedawna jedyny obiekt przytulania / głaskania / cało‑wania / smyrania / miziania / łaskotania / pieszczenia?Hę?1637 Rachunku ciąg dalszy.Ile razy w tygodniu słyszę pytanie:„Co tam u małej?”?Ile razy pytają mnie: „Co u ciebie?”?A ile: „Jak tam mąż?”?8 Rachunku punkt ostatni.A ja sama o co, o kogo pytam?9 Ale wróćmy do tematu związku.Jedną ze spraw, w które wciąż wierzę, jest sakrament mał‑żeństwa.Wierzę, że dokonały się rytualne czary – i otoz dwóch osób pewnej niedzieli w lipcu w sposób magicznyzmieniliśmy się w j e dno.Wierzę też, że to ta relacja jest najpierwsza w naszej ro‑dzinie.W miodowych latach państwa C.był to niepodwa‑żalny pewnik.Ale już na początku okresu macierzyństwa,gdy dziecko pochłaniało mnie tak bardzo, że dla męża niestarczało mnie wcale, musiałam sobie o tym przypominać.Po marksistowsku: że to związek z Blejkiem jest bazą, naktórej stawiamy nadbudowę rodzicielstwa.Utylitarystycznie: że to relacja małżeńska pozostanieznowu jedyną, gdy dzieci wyfruną z kurnika.Pragmatycznie: że jesteśmy jedno, więc zgodnie z logiką,dbając o niego, dbam o siebie – i na odwrót.A jednak perspektywa się zmieniła i tę zmianę dobrzeobrazuje głowa.Bo gdy urodziła się Fallon, miała główkę jak moja drobnapięść.Nawet na standardy noworodka była to główka mini‑‑mini (trzeci centyl).Po porodzie całymi dniami wpatry‑wałam się w tę minitwarz.Całowałam Fallon w miniczółko,przecierałam solą fizjologiczną ropiejące minioczka.Pod‑trzymywałam minipotylicę, żeby nie opadła na łodyżce‑‑szyjce.164A potem chciałam pogłaskać Blejka.A tu wielka głowa jak u konia.Zmiana perspektywy tak mnie szokowała, że aż dzieli‑łam się nią z biednym Blejkiem:– Mężu, masz taką olbrzymią głowę!Nic nie odpowiadał.Noworodek bez opieki jest zupełnie bezradny.Falloncała zależała od nas: nie umiała nawet przewrócić sięna bok, co dopiero mówić o jedzeniu, ubieraniu, myciu,przewijaniu.To j e j potrzeby trzeba zaspokoić w trybiepilnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]