[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak myślisz, dlaczego przyszłam tu na spacer?- Pukałam do drzwi frontowych.Nikt nie odpowiedział.- Z górnych pięter nie słychać.A kiedy nie ma służbyi tak nigdy nie otwieram.Idz na tył domu, dziecko i wejdzschodami na piętro.Jego pokój jest ostatni.Przed chwiląwyszłam, drzwi są otwarte.Dinah zaczęła biec.Po chwili stanęła, przypominającsobie, że powinna podziękować tej słynnej kobiecie o płomiennych włosach, ale jej już nie było, zniknęła w ciemnejgęstwinie drzew.Ogarnięta nerwową gorączką Dinah niebyła nawet pewna, czy w ogóle jej sobie nie wymyśliła, czyaktorka nie była tylko wytworem jej rozpalonej wyobrazni.Znów zaczęła biec po piasku, aż w końcu zabrakło jejtchu i poczuła bolesne kłucie.Wiatr wiał jej w twarz, targając włosy mokrymi, zimnymi podmuchami i wgryzając sięw jej ciało do kości przez cienkie ubranie.W końcu dotarłado schodów przy tylnym wejściu i zaczęła się po nichwspinać.Przed zamkniętymi drzwiami pokoju Morgana zawahała się; serce waliło jej, jakby chciało wyskoczyć z piersi,ciemne oczy były przepełnione miłością, bólem i strachem.Ledwo zdążyła dotknąć klamki czubkami palców, gdy podmuch wiatru otworzył gwałtownie drzwi, rzucając jeo ścianę.Dinah weszła do małego, elegancko urządzonegopokoju.Zielone jedwabne firanki zafurkotały na oknie,ogień palący się w ogromnym kominku zaczął sypać iskry.- Ogromnie dramatyczne wejście, moja droga - dobiegł ją ironiczny głos Morgana z ciemnego rogu.- Niepowinnaś była przychodzić.154 WICEJ NI%7ł MIAOZPodbiegła do niego.Stał oparty niedbale o gzyms kominka i patrzył na nią tak zimno, że chciała umrzeć podtym mrożącym, niebieskim wzrokiem.- Myliłam się, Morgan - zaczęła.- Tak bardzo sięmyliłam.Nie czuj do mnie nienawiści, proszę.Jego zastygła twarz odebrała jej odwagę i zamilkła.Odwróciła się z drżeniem, nie wiedząc, co ma dalej mówić, coma robić.Czuła się całkowicie zdruzgotana.Jak się obawiała, było już za pózno.Nigdy już jej nie zaufa i trudnomu się dziwić.Podszedł do niej bezszelestnie i poczuła jego ramionawokół siebie, a gdy ją przycisnął do piersi, zaczęła siętrząść jak osika.- Nie czuję do ciebie nienawiści - powiedział bardzomiękko.Przytulił ją mocnym, zaborczym gestem.- Nigdynie mógłbym cię nienawidzić, Dinah.- Zanurzył usta w jejwłosy.- Nie miałam racji nie wierząc w ciebie - szepnęła.-Ale nie chciałam cię krzywdzić i wiązać do siebie pieniędzmi.Myślałam, że dam ci zarząd nad winnicą Kirstenówi zwrócę ci wolność.- Co mi po wolności bez ciebie? Kiedy to wreszciezrozumiesz, kochanie?- Och, Morgan.Pocałowali się długo, namiętnie.Wreszcie ją puścił.Wziął jej dłoń i podniósł do ust.- Myślałam, że już do mnie nie wrócisz - wyjąkała.- To byłoby niemożliwe.Widzisz Dinah, choć różnerzeczy mówi się w gniewie, nie mogę bez ciebie żyć.- Ja bez ciebie też.Odsunął jej włosy z policzka.- Wkrótce będziemy musieli powiedzieć Stephenowi,że jesteś jego matką.Mamy syna, Dinah.Ta myśl przepeł-WICEJ NI%7ł MIAOZ 155nia mnie nieopisanym szczęściem.- Zcisnął mocniej jejrękę.- Nie, Morgan - szepnęła.- Nie chcę mu jeszcze mówić.Jest za mały.Nie mógłby zrozumieć.Teraz czuje sięcałkiem szczęśliwy.Nie burzmy mu jego świata.Możekiedyś, kiedy będzie starszy.- Sama zdecydujesz.Pod zamkiem lśniące fale rozbijały się w zachodzącymsłońcu o biały piasek plaży.Morgan podszedł z nią do oknai stojąc objęci patrzyli na grozny, wzburzony wiatrem ocean.- Tu po raz pierwszy zrozumieliśmy, jak się kochamy -powiedział tkliwie.- I tu zrozumieliśmy to po raz drugi - dodała, patrzącmu w oczy z niewysłowioną radością.- Tak - potwierdził, patrząc na nią czule.- Będziemyszczęśliwi, Dinah, obiecuję.Będę nad tym ciężko pracował.- Nie wątpię - odparła.- Zawsze byłeś taki oddanypracy.- W jej oczach zapaliły się wesołe chochliki.Zrozumiał, co ma na myśli i jego twarz rozjaśniła sięszerokim uśmiechem.- Może powinienem to od razu udowodnić - mruknął,pochylając się nad jej ustami.- Jesteś wyjątkowo pięknąkobietą, Dinah - dokończył gorącym szeptem.Jego pocałunek był długi, namiętny, drażniący w niejkażdy nerw.Jęknęła cicho, ciężko dysząc.Czuła przyspieszone bicie jego serca tuż przy swoich piersiach, czułanapór jego nieugiętego ciała, przepełniający ją lubieżnym,pulsującym bólem.Niecierpliwymi palcami sięgnęła dopaska jego spodni, wyrywając mu z krtani chrapliwyokrzyk.Była podniecona do granic możliwości jego ustami, dotykiem, zapachem, jego pożądaniem wzniecającymw niej ogień.156 WICEJ NI%7ł MIAOZBył jej.I zawsze będzie należał tylko do niej.Pochwycił ją w ramiona i jak w transie zaniósł do łóżka.Rozbierał ją, okrywając pocałunkami jej ciało.A potem jakzawsze porwał ich huragan zmysłów, który znaczył miłośći więcej niż miłość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]