[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy grudniowy weekend spędziliśmy opatuleni kocami, które przenieśliśmy z łóżka na sofę.Isaak wyznał, że przypominają mu zimy w rodzinnych stronach.– U nas w domu wszyscy uwielbiali koce – powiedział.– To jedna z rzeczy, za którymi najbardziej tęsknię.Widok matki czy babki owiniętej kocem, gdy na dworze pada deszcz.Miały specjalne koce na zimę i na lato.Kiedy byłem mały, często próbowałem im się pod nie wślizgnąć.Stałam naga na łóżku, a on pokazywał, jak należy okryć ramiona i szyję kocem, żeby swobodniemachać rękami.Podniosłam ręce i spojrzałam w lustro.– Myślisz, że mogłabym latać? – zapytałam.– Oczywiście – odparł.Machając ramionami, wzięłam rozbieg i przeskoczyłam z mojego łóżka na łóżko Isaaka.Siłą odwróciłam go w stronę lustra.– Skoro mowa o ptakach – powiedziałam, patrząc na nasze wspólne odbicie – to razem przypominamy pingwina.Kiedy matka spytała, gdzie spędzam noce, starałam się, na tyle, na ile było to możliwe, odpowiedzieć zgodnie z prawdą.– Poznałam kogoś – wyjaśniłam.Wróciłam do domu wczesnym rankiem i liczyłam na to, że się wymknę, nim matka się obudzi.Lecz ona rozszyfrowała mój nowy porządek dnia i kiedy zbiegłam na dół niemal gotowa do wyjścia, z jedną ręką w rękawie płaszcza, zastałam ją czekającą w salonie.– Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś? – spytała.– Nie wiesz, że się o ciebie martwię?Była wzburzona, zraniona.Jej słowa nie brzmiały jak wyrzut, ale tak je odebrałam.– Bo nie pytałaś – odparłam.– Jak mogłam pytać, skoro w ogóle się nie widujemy? Kim on jest?Udawałam, że mam problem z włożeniem ręki do drugiego rękawa płaszcza.Co miałam odpowiedzieć? Sama nie znałam jego prawdziwego imienia i nazwiska; wiedziałam tylko tyle, że to miły, przyzwoity facet, co zresztą i tak nie miałoby najmniejszego znaczenia, gdyby matka się dowiedziała, skąd pochodzi.Chciałam nam obu oszczędzić rozczarowania.– Spóźnię się do pracy – powiedziałam.Mimo że nie stała mi na drodze, odsunęła się nieco na znak, że wcale mnie nie zatrzymuje.Ostatnie słowa, jakie od niej usłyszałam, nim wyszłam, brzmiały:– To do ciebie niepodobne, Helen.– Nieważne – odparłam.– Wiem.Przez kilka następnych tygodni prawie nie rozmawiałyśmy, a kiedy już zamieniałyśmy parę słów, nie poruszałyśmy takich tematów, jak dokąd chodzę i z kim spędzam czas.Matka za mną tęskniła; dawała to odczuć na swój nieporadny sposób.Pod moją nieobecność położyła mi na łóżku nową suknię, a innym razem naszyjnik, który podziwiałam u niej jako dziewczynka.Kiedy spotykałyśmy się rano, opowiadała o plamach wilgoci na suficie w łazience, o lunchu, jaki jadła w ubiegłym tygodniu; ja na temat Isaaka nie puściłam pary z ust.Jeśli chodziło o niego i o mnie, chciałam wierzyć, że będziemy się spotykać aż do dnia jego wyjazdu; może nawet spodoba nam się to tak bardzo, że postanowimy nadal być razem; osiądziemy na stałe w jakiejś hipisowskiej enklawie w San Francisco albo zaszyjemy się w dżungli wielkiego miasta, gdzie nie będziemy budzić szczególnego zainteresowania.Tymczasem sylwestrową noc spędziliśmy, sącząc białe wino w naszym pokoju w motelu niedaleko autostrady.Świętowaliśmy tam również Walentynki, które wypadły w niedzielę: udekorowaliśmy pokój czerwonymi i różowymi goździkami i zajadaliśmy się czekoladkami w kształcie serduszek.W kwietniu, niedługo po świętach wielkanocnych, zaczęło padać i, jak się okazało, lało nieprzerwanie prawie dwa tygodnie.Kilka miasteczek położonych nad rzeką zalała woda głęboka niemal na pół metra.W normalnychokolicznościach nie chciałabym mieć do czynienia z tego rodzaju klęską żywiołową – ze względu na jej skalę, jak i niekończące się komplikacje, jakie pociągała za sobą – lecz kiedy David zapytał, czy ktoś chciałby na ochotnika wziąć udział w akcji ratunkowej i wesprzeć bratnią agencję pomocy humanitarnej, pierwsza podniosłam rękę.Myślałam, że straciłam serce do podejmowania tego rodzaju wyzwań, ale okazało się, że nie.Po prostu mięśnie mi trochę osłabły, nic więcej.Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że kochanie kogoś z wzajemnością to najlepsze ćwiczenie dla serca; hartuje też ducha i dodaje sił do tego, żeby chcieć robić coś więcej, niż tylko iść przez życie.Kiedy oznajmiłam Isaakowi, że zgłosiłam się do pracy na terenach dotkniętych powodzią, które co wieczór oglądaliśmy w wiadomościach telewizyjnych, zapytał, czy to zadanie nie jest dla mnie zbyt ciężkie.Wyobrażałsobie, że będę taszczyć worki z piaskiem na wał przeciwpowodziowy.– Oczywiście, lekko nie będzie – odparłam i naprężyłam mięśnie ramion.– Pomacaj.Ścisnął mi bicepsy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]