[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast pan podejrzewa, że ta osoba chce pana usidlić, wyciągnąć od panajakieś tajemnice, oszukać, wyprowadzić w pole. Tak myślę przytaknąłem nieszczerze. A poza tym to nie wariat wydało mnie taką opinię, ale człowiek, który mnie dobrze zna.Rzeczywiście jestemwrażliwy na urodę kobiecą. To nieprawda.Przysięgam panu, że to nieprawda gorąco zaprzeczyłaMonika.Nie musiałem na szczęście roztrząsać dalej tego tematu.Od pewnego czasuwidziałem w lusterku wstecznym jadącego za nami, wciąż w tej samej odległości,czerwonego volkswagena. Czy nie wydaje się pani, że ktoś nas śledzi? zmieniłem temat rozmowy.Obejrzała się za siebie i przecząco pokręciła głową. Myślę, że to znowu objawia się tylko pańska podejrzliwość.Któż by nasśledził i w jakim celu? Ten czerwony volkswagen pozostaje w tej samej odległości. Jest pan przewrażliwiony powiedziała lekceważąco.Zwolniłem celowo bieg wehikułu i volkswagen również zwolnił. No, widzi pani triumfowałem.128 Zdaje mi się, że widziałam ten samochód w Rucianem, gdy pan był napoczcie.Siedział w nim jakiś młody człowiek i zobaczywszy mnie w samochodzieposłał mi całusa.Zapewne jedzie za nami, bo chce mnie poznać.Ani się zająknęła recytując te kłamstwa. A może mu to umożliwimy? zaproponowałem. Zatrzymam się, paniwysiądzie i wyjaśni mu, że jesteśmy małżeństwem. Też pomysł, szefie zachichotała. Nikt nie uwierzy, że jestem pańskążoną.Swoje starokawalerstwo ma pan wypisane na twarzy. Nikt nie ma wypisanego na twarzy swego starokawalerstwa stwierdzi-łem i zjechałem na pobocze szosy, zatrzymując wehikuł.Zaskoczyło to kierowcę volkswagena.Zwolnił, ale nie zjechał na pobocze. No, proszę, niech pani odegra swoją komedię zaproponowałem dwu-znacznie.Lecz Monika pojęła jedynie, że ma odegrać rolę żony zazdrosnego mę-ża, gdy ja miałem na myśli komedię z udawaniem, że ona i ten młody człowiekzupełnie się nie znają.Odsunęła boczną szybę w wehikule i dała kierowcy volkswagena znak ręką,aby się zatrzymał.A gdy zjechał na pobocze i stanął, wysiadła z samochodu i uj-mując się pod boki oświadczyła z oburzeniem. Dlaczego pan wciąż jedzie za nami? Nie lubimy, gdy nas ktoś śledzi.Przystojny, młody blondynek o kędzierzawej czuprynie wysunął głowę przezboczne okienko i uśmiechając się od ucha do ucha powiedział: Jadę za państwem, bo nie mogę oderwać oczu od pani.Nigdy w życiu niewidziałem tak interesującej dziewczyny. Co takiego? udała oburzenie Monika. A czy pan wie, że jestem mę-żatką? Tu obok siedzi mój mąż. Pani jest żoną tego pana w samochodzie? zaśmiał się głośno kędzierza-wy blondynek. On ma starokawalerstwo wypisane na twarzy.Niech pani mnienie buja, tylko ewentualnie przesiądzie się do mojego samochodu.To wstyd, żebytaka piękna kobieta jechała w takim odrapanym wraku.Monika udała, że oburzenie na chwilę odebrało jej mowę.Pochyliła się kumnie i zapytała szeptem: Słyszy pan, co on mówi? Puści mu pan to płazem?Podrapałem się w głowę. A co powinienem zrobić? Może mi pani coś doradzi? Niech pan go zboksuje.Jest pan przecież zazdrosnym mężem. Ale nie aż do tego stopnia.Proszę wsiadać do samochodu.Dość tych żar-tów.Dziewczyna pogroziła pięścią blondynowi i posłusznie usiadła w wehikule.Ruszyłem z miejsca, blondynek chwilę odczekał, a potem znowu powlókł się zanami.129 Nie przypuszczałam, że jest pan tchórzem, szefie stwierdziła Monika.Myślałam, że zna pan przeróżne chwyty dżudo i chłopaka rozłoży na obie łopatki.Na pana oczach zaczepiają porządną kobietę, a pan ani drgnie.Wzruszyłem ramionami i nic się nie odezwałem.Poczytała to za przyznanie się do winy i znowu mnie zaatakowała: Mimo wszystko ten młodzieniec nie jest głupi.Powiedział o panu, że mapan starokawalerstwo wypisane na twarzy.Jakby pana znał. Albo jakby o mnie wszystko wiedział. Co pan ma na myśli? zapytała podejrzliwie.Ale ja nie udzieliłem jej żadnych wyjaśnień, bo tak prawdę mówiąc słowa tegoblondynka bardzo mnie poirytowały.Szczególnie dotknęło mnie, że wehikuł na-zwał wrakiem.Docisnąłem więc pedał gazu i silnik Ferrari 410 Super Amerikazaczął okazywać swoją potęgę. Proszę zapiąć dokładnie pas bezpieczeństwa rozkazałem Monice.Strzałka szybkościomierza zaczęła powoli pełznąć w prawo.Osiemdziesiąt,sto, sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.W Ukcie jednak zwolniłem, gdyż nie wolno z dużą szybkością przejeżdżaćprzez miasteczka i wsie.I znowu zobaczyłem z tyłu czerwonego volkswagena. Niech pan będzie ostrożny, bo to pańskie pudło gotowe się rozsypać ostrzegała mnie Monika.Przełknąłem w milczeniu tę uwagę.Za Uktą nie skręciłem na Mikołajki, tylkopojechałem na Mrągowo.Szosa była pusta i biegła bez ostrych zakrętów.Znowuwięc dodałem gazu.Dwanaście cylindrów mojego silnika zaczęło napędzać koławehikułu, dwa gazniki tłoczyły benzynę.Sto czterdzieści, sto sześćdziesiąt, stoosiemdziesiąt kilometrów na godzinę.Strzałka szybkościomierza wciąż pomaleń-ku przesuwała się w prawo. O rany, szefie.Pan chyba zaraz wzniesie się w powietrze jęknęła zdu-miona Monika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]