[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeszła z łóżka i zaczęła się ubierać.Luthien miał ochotę krzyczeć, żeby została.Pożądał jej od chwili, gdy zobaczył ją pierwszyraz, w stroju zwykłej niewolnicy.Jednak milczał, gdyż zrozumiał to, co mu wyznała, i zgadzał się z nią.Kochał Siobhan, a onakochała jego, ale ich związek był skazany na klęskę. Cyklopi nie wejdą do miasta jutro powtórzył Luthien, podczas gdy Siobhan narzucała naramiona ciężką pelerynę. Twoje rozumowanie jest bardzo ryzykowne odparła kobieta półelf.Luthien pokiwał głową. Zaufaj mi.I nie powiedział nic więcej, kiedy Siobhan wychodziła.Rozdział 16GRA LUTHIENATej nocy Luthien prawie nie zmrużył oka.Leżał na łóżku i patrzył na cienie na suficie,rozmyślając o Siobhan i Katerin, i o wrogu.Przede wszystkim o wrogu: o swoim wrogu.Zwalistym, brzydkim cyklopie, sprytniejszym niż jakikolwiek poznany przez Luthiena jednooki.Siobhan wróciła do mieszkania godzinę przed świtem.Zobaczyła, że Luthien nie śpi i jużubrany siedzi na krześle przed paleniskiem, wpatrując się w ponownie wzniecone płomienie. On nie nadejdzie powiedział do niej spokojnym, stanowczym głosem.-Zamierzapoprowadzić armię przez rzekę i wyłapać niczego nie podejrzewających ludzi Olivera.Milczenie trwało parę minut.Siobhan nic nie odpowiedziała.W końcu Luthien zerknął na niąprzez ramię.Stała pod drzwiami, trzymając jego płaszcz.Luthien naciągnął buciory i podszedł do niej.Wziął okrycie i udali się na zewnątrz.W mieście, zwłaszcza w najbliższej okolicy, panował już spory ruch.Siobhan zebrała całąarmię, gotowa do wymarszu z Caer MacDonald, gotowa podążać za Luthienem.Znieg stopniowoprzeradzał się w deszcz, ale wiatr nadal wiał bardzo mocno.Krótko mówiąc, ranek byłkoszmarny.Udało się jednak zgromadzić tysiące członków zaimprowizowanej milicji CaerMacDonald i ludzie ci zdołali szybko pomaszerować na zachód, by tam stawić czoło żywiołomi znienawidzonym cyklopom.Luthien wiedział, co ich do tego skłania.Spojrzał na spokojnie stojącą u jego boku kobietę półelfa i w jego oczach pojawiły się łzywdzięczności.Wiedział, jak bardzo ryzykowna jest jego strategia.Jeśli się mylił i przeciwnikponownie zaatakowałby Caer MacDonald, miastu groziła zagłada.Siobhan również zdawałasobie z tego sprawę, podobnie jak wszyscy mężczyzni i kobiety, krzaty i elfy, które wyległy nadziedziniec tego ranka.Chcieli podjąć ryzyko, gdyż ufali Luthienowi.Młody Bedwyr czuł na barkach brzemię ogromnej odpowiedzialności, ale pozwolił sobietylko na chwilę zwątpienia.Rozmyślał całą noc i był pewien, że rozumie przeciwnika, że potrafidokładnie przewidzieć każde jego posunięcie.Siobhan i Shuglin odciągnęli młodzieńca na bok. Nie idę z wami poinformował go krzat.Luthien popatrzył na Shuglina ze zdziwieniem, nie wiedząc, jak ma rozumieć tęnieoczekiwaną deklarację. Krzaty będą stanowiły większość obrońców, jacy zostaną w Caer MacDonald wyjaśniłaSiobhan. Zwietnie znają się na balistach i katapultach, i tylko one potrafią uruchamiaćprzygotowane przez siebie pułapki. A głęboki śnieg niespecjalnie nam służy dodał Shuglin, chichocząc. Wiesz, brody namzamarzają.W tym momencie Luthien uświadomił sobie, że niechęć Shuglina do wymarszu nie ma nicwspólnego z wątpliwościami, które mogłyby dręczyć krzaty.W Caer MacDonald musiałapozostać choćby skromna załoga, bo nawet gdyby przewidywania Luthiena okazały się słuszne,cyklopi mogli wysłać do miasta symboliczny oddział, żeby absorbować obrońców na murach. Macie wszystkie konie rzekł Shuglin, przechodząc do bieżących spraw.Rozwinął mapęregionu. Jest wśród was kilka osób, które dobrze znają niezbędne szlaki.Wysłaliśmy nawetzwiadowców, żeby meldowali, którędy idziecie, na wypadek, gdyby pogoda zmusiła was dozmiany trasy.Mówiąc te słowa, przesuwał grubym palcem po mapie od podnóży za południową bramąCaer MacDonald, aż ku zachodowi, w okolice obozu mieszkańców Port Charley, by znowuzakreślić koło w kierunku północnym, z powrotem na pola, gdzie mieli się zmierzyć z cyklopami.Ruszyli niezwłocznie.Długi strumień sześciu tysięcy zdesperowanych, pełnych determinacjiwojowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]