[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leżyprawdopodobnie w szpitalu, moja biedna, mała, słodka Tine!Och, proszę, proszę, drogi Boże, nie pozwól, żeby było z niązle!Czy Margit jednak dzwoniłaby do mnie, gdyby Tine tylkoskręciła sobie kostkę albo złamała żebro? Wtedy ona sama byzadzwoniła!Oczyma wyobrazni widzę sekwencję obrazów najgorszychwypadków i po godzinie lotu dwa paznokcie mam zgryzione dokrwi.Niedziela, 8 sierpnia; przylot do Salzburga, godz.22.15 czasulokalnegoPodczas lądowania jestem już tak wykończona nerwowo, żezaczynam płakać, kiedy stewardesa mówi: Ostrożnie podczas wychodzenia, schody są mokre!Mokre.Woda.Wypadek.Tine.Wita mnie salzburski deszcz i to również biorę za zły omen.Naszczęście nie muszę czekać na swój bagaż, małą torbę podróżnąmiałam w bagażu podręcznym.Celnik puszcza mnie przez barierki, ale nie odmawia sobiejednak nieufnego spojrzenia.Mała ilość bagażu jest najwidoczniejtak samo podejrzana jak duża.Odnajduję rozkład jazdy autobusów i już chcę krzyknąć zradości: o godz.22.57 odjeżdża autobus do Gmunden! Godzinaprzyjazdu.przesuwam palec wskazujący na odpowiednialinijkę.Co??? Piąta piętnaście? Następnego dnia??Rzeczywiście: autobus dojeżdża wprawdzie w dziesięć minutna salzburski dworzec, pózniej jednak muszę czekać dwie i półgodziny na pociąg do Attnang-Puchheim, a tam znów dwiegodziny na autobus do Gmunden.W sumie do pokonaniaodległości osiemdziesięciu kilometrów będę potrzebowała ponadsześciu godzin!Nie, to niemożliwe!A więc jednak taksówka.Modlę się w duchu, aby podróż nie kosztowała więcej niżfundusze, którymi dysponuję.Tuż za szklanymi drzwiami lotniska jest postój taksówek.Otwieram drzwiczki pasażera pierwszego samochodu. Przepraszam, ile mniej więcej kosztuje kurs do Gmunden?Taksówkarz patrzy na mnie, jakbym żądała, żeby zawiózł mnie naSaturna, ze zwiedzaniem pierścieni włącznie. Do Gmunden? Tak daleko dzisiaj już nie pojadę.Zarazkończę pracę.Zatrzaskuję drzwiczki i biegnę do następnej taksówki, zbytpózno orientując się, że najmłodszy członek rodzinyurlopowiczów też obrał ją sobie za cel.Widząc, że i ja się do niejzbliżam, zaczyna drzeć się wniebogłosy: Tata, pani chce zabrać naszą taaaaaaaaaaksówkę!Bez zbędnej dyskusji kieruję się więc do taksówki numer trzy.Kierowca jest młody, najwyżej w połowie dwudziestki i bardzomiły.Dowiaduję się od niego, że podroż może kosztować stoczterdzieści, sto pięćdziesiąt euro.Klnę pod nosem.Tego sięobawiałam.Nie mam już tyle. Przykro mi mówię skruszona do taksówkarza niewystarczy mi pieniędzy! Wie pan może, jak inaczej dostać się doGmunden? To bardzo pilne.Przyjaciółka miała wypadek podczaszawodów i koniecznie muszę się do niej dostać!Zastanawia się chwilę. Ile masz pieniędzy? pyta wreszcie.Znam sumę na pamięć.W końcu liczyłam trzy razy. Osiemdziesiąt dziewięć euro. Wiesz co, zapłacisz mi siedemdziesiąt i zawiozę cię tam.Mam brata w Traunkirchen, i tak chciałem do niego wpaść nakilka dni.A tak w ogóle, jestem Moritz.Nie mogę otrząsnąć się ze zdumienia.Trzeba po prostu miećszczęście w nieszczęściu.Pyta, czy nie wolałabym usiąść z przodu.Wskakuję więc nasiedzenie obok kierowcy.Moritz ma dwadzieścia cztery lata, studiuje budowę maszyn ijest zapalonym żeglarzem.Jego brat ma na jeziorze Traunseewłasną łódz.Jako taksówkarz pracuje od dwóch lat, w ten sposóbzarabia w weekendy i w wakacje na studia.Po czterdziestu kilometrach pyta mnie mimochodem, czy mamchłopaka. Tak, ale w Grecji odpowiadam. Hm, a tutaj nie potrzebujesz? pyta. W każdej chwilimożesz do mnie zadzwonić! I z rozbrajającym uśmiechemwyjmuje z kieszonki na piersi wizytówkę i wręcza mi ją.Uśmiecham się w odpowiedzi.Gdyby wiedział, że magreckiego brata blizniaka!Osiemdziesiąt kilometrów między Salzburgiem a Gmungenpokonujemy w mgnieniu oka. Dokąd dokładnie mam cię zawiezć? pyta, gdy mijamy szyldz nazwą miejscowości. To jest pensjonat. Seeblick albo Seewiese , nie pamiętam przeklinam w duchu swój brak pamięci do nazw. Hm, wszystkie się tak nazywają.Wiesz mniej więcej, gdzie tojest?Próbuję sobie przypomnieć, ale jak na ironię mój zmysłorientacyjny jest tak samo zawodny jak moja pamięć do nazw.Naszczęście znajdujemy w centrum mapę miejscowości. Jest! Pensjonat Seeleiten ! krzyczę z radości." Moritzkluczy po uliczkach, trzymając się drogowskazów. O Boże! nagle przychodzi mi coś do głowy. Co? Moritz rzuca mi zaniepokojone spojrzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]