[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy razy dziennie który ś ze strażnikówsprawdza, czy nie ma w nim dziur, czy coś się nie przedostało do środka. Co masz na my śli, mówiąc coś ? Wszy stko, od ludzi po demony.Hubert zmarszczy ł brwi. Czy li jak to jest z ty mi demonami? zapy tał w końcu. Jakie stwory znasz? Comogło mnie zaatakować wtedy w piwnicy ? Wy glądało jak duży, kudłaty i śmierdzący pies.Iza wzruszy ła ramionami. Nie wiem, może bies.Nie znam się przecież na nich.Sama widziałam kiedy ś topielca, a Maciejak chwali się, że zabił strzy gę.Ale to stary pijak. Jak to możliwe, że one jednak istnieją? dopy ty wał.Wciąż nie mógł przejść doporządku dziennego nad nową rzeczy wistością. Gdzie ty się podziewałeś przez ostatnie lata? zdziwiła się Iza. Mówią przecież,że cy wilizacja je wy płoszy ła, ale kiedy nasz świat upadł, powróciły. I to by by ło na ty le, jeżeli chodzi o genezę demonów pomy ślał chłopak. Oni jetraktują jak coś oczy wistego!.Okrąży li całą wieś wzdłuż ostrokołu.Na północy, tuż za nim, znajdowało sięniewielkie zarośnięte jeziorko.Hubert wy patrzy ł ty lko jedno miejsce, gdzie brzeg nadawał się dokąpieli.Kiedy ruszy li w stronę jego nowego domu, zobaczy ł dziewczy nę, która szeroko sięuśmiechając, szła w ich kierunku. Cześć, nowy przy by szu powiedziała radośnie i wy ciągnęła do niego rękę. Ehm, cześć przy witał się chłopak.Dziewczy na by ła zaokrąglona tu i ówdzie,miała długie, jasne włosy i śliczne niebieskie oczy.To pierwsza mieszkanka Zwięcina, którą Hubertwidział w sukience. Jestem Marika. Hubert. Cała wieś mówi o tobie. Uśmiechnęła się zalotnie.Iza odsunęła się i z założony mi na piersi rękoma ostentacy jnie patrzy ła w niebo. Czy to prawda, że przy by wasz z bardzo daleka? zapy tała Marika. No isły szałam, że świetnie strzelasz& To, że ma niemały arsenał, wcale nie znaczy, że będzie dobry m strażnikiem.Iza wy dawała się zniecierpliwiona. Wy bacz, ale musimy iść. Chwy ciła Huberta za rękawbluzy i pociągnęła za sobą. Ej, przecież rozmawialiśmy & oburzy ł się chłopak. Gdy by jej pozwolić, w ży ciu by się nie zamknęła mruknęła Iza. Marika możei uczy dzieciaki, ale jak dla mnie ma totalną próżnię w głowie.No i podry wa wszy stko, co nosispodnie. Ależ ty jesteś cy niczna westchnął. A ty denerwujący.Rozstali się pod jego nowy m domem.Iza zapowiedziała, że następnego dnia zsamego rana przy jdzie po Huberta i zapozna go z inny mi strażnikami, który ch jest sześciu.Długostał jeszcze w progu i odprowadzał dziewczy nę wzrokiem.Nie potrafił określić jej wieku, ale tosię nie liczy ło.By ła cy niczna, zgry zliwa, a jednak miała w sobie coś magnety cznego.Przy niejzapominał języ ka w gębie, zaczy nały mu się pocić dłonie a znał ją dopiero trzeci dzień! Nie ma co, fajna dziewczy na westchnął, wchodząc do domku. Ty lkospojrzenie ty ch jej niezwy kły ch oczu przy prawia mnie o ciarki na plecach.Tak jak zapowiedziała, Iza przy szła po Huberta następnego ranka. Wez ze sobą broń mruknęła, a potem, nie py tając nawet, czy jest gotowy,wy szła.Hubert, jako że nie zdąży ł zjeść śniadania, chwy cił kawałek suchego chleba ipopędził za swoją przewodniczką.Weszli do budy nku szkoły. Marika, którą wczoraj poznałeś, opiekuje się tu ośmiorgiem młodszy ch dzieci.Starsze uczy Kazimierz Auczy k, kiedy ś by ł fizy kiem tłumaczy ła Iza, prowadząc chłopaka dopiwnicy.W pomieszczeniu by ło chłodno i wilgotno.Niski, popękany strop, ścianypomalowane na beżowo lata temu i gołe, betonowe podłogi by najmniej nie wy glądałyzachęcająco. Tam jest rupieciarnia& Iza machnęła ręką w stronę zamknięty ch drzwi, którewłaśnie minęli & a tu nasza piwnica.Wprowadziła Huberta do ciemnego wnętrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]