[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Musiałem dać wszystkie spodnie do poszerzenia.MojaWikcia zgaga jest cholerna, ale gotuje pierwszorzędnie.Co prawda, to prawda. Czy u Moszczyńskich była ostatnio sarnina? spytał Downar. Była.Znakomita.Przyrządzona na dziko.Marynowana w occie, z korzeniami.Wikciazostawiła mi comber.Taką porcję, \e trzech by się po\ywiło.Z borówkami.I do tegokieliszek czerwonego wina.Palce lizać. Kto dostarczył tę sarninę? Moszczyński.Przywiózł wozem. Nie wiecie skąd? Nie mam pojęcia.Jezdzi gdzieś na polowania. Sam? Czasem sam, a czasem z \oną.Downar spojrzał na Kociubę. Co ty o tym myślisz, Franek? Myślę, \e przy najbli\szej okazji będę musiał za nim pojechać.Te polowania wydają misię trochę dziwne.Poza tym pani Moszczyńska handluje kozłowymi skórami.Ostatnio kilkaskór kupiła od niej jakaś babka z Gdańska.Podobno jej przyjaciółka. Czy tu chodzi o skóry wyprawione, czy surowe? spytał Downar. To są skóry wyprawione.Fachowa robota. Z włosem? Tak.Na serdaki, na czapki, na futerka.Downar zamyślił się. To rzeczywiście wygląda trochę dziwnie.Trzeba by zbadać, skądpochodzą te skórki? A mo\e zapytać wprost Moszczynskiego albo jego \ony? zaproponował Kociuba.To byłoby działanie przez zaskoczenie.Downar potrząsnął głową. Ten pomysł nie wydaje mi się dobry.Je\eli za tymi sarnimipieczeniami kryje się rzeczywiście jakaś przestępcza działalność, to takim frontalnym atakiemmo\emy tylko spłoszyć przeciwnika.Powiedz mi, Franek, czym właściwie zajmuje sięMoszczyński? To właśnie jest bardzo tajemnicze odparł Kociuba. Facet nic nie robi, a ma kupęforsy.Diabli wiedzą skąd. Nigdzie nie pracuje? Ma jakieś tam głupie pół etatu w Orbisie.Podobno obwozi wycieczki zagraniczne.Aleprzecie\ z tej pensyjki nie mógłby prowadzić domu na takiej stopie. A czym się zajmuje jego \ona? Chodzeniem do fryzjera, do kosmetyczki, urządzaniem przyjęć. Zarobkowo nie pracuje? Ale skąd.Ani jej to w głowie. Otrzymuje jakieś paczki z zagranicy wtrącił Pakuła. Ale co tam w tych paczkachjest, to nie wiem.W ka\dym razie na takie luksusowe \ycie na pewno nie starczy.Downar pokiwał głową. Tak, tak.To wszystko rzeczywiście wygląda trochę podejrzanie.Powiedz mi jeszcze, Franek, a co z Marleną Weyman? Normalnie.W dalszym ciągu zajmuje się archeologią i chyba rzeczywiście zakochanajest w tym Pachockim. Często się kontaktują? Prawie codziennie. Nale\ałoby trochę rozpracować tego faceta powiedział Downar, a po chwili namysłudodał: Czy wiesz, \e stary Pachocki ma gospodarkę pod Miechowem? Wiem.Zajmuje się badylarstwem, hoduje lisy, pieczarki.Bogaty człowiek.Myślę, \eodpala synowi sporo forsy. A młody Pachocki gdzie pracuje? Karol? Nigdzie. Co robi? Dobre wra\enie.Lubi sobie pograć w karty, na wyścigach.Od czasu do czasu pohandlujeu\ywanymi samochodami.Typowy niebieski ptak. Czy znał starą Małoborską? Oczywiście.Podobno bardzo go lubiła. Czy myślisz, \e mógł ukraść jej bi\uterię?Kociuba skinął głową. Z powodzeniem, panie majorze.Wcale bym się nie zdziwił, gdybysię okazało, \e to właśnie on wykończył hrabinę.Pasuje do niego taki numer. Mógł to zrobić w porozumieniu z Marleną podsunął Downar. Ale \ona kłusownikatak\e nam pasuje.Jakie masz plany na najbli\szą przyszłość? Jak najprędzej muszę dojść do tego, skąd się biorą te sarnie pieczenie i te skóry odparłKociuba. Jestem prawie pewien, \e Moszczyński ma kontakt z jakąś nielegalną garbarnią. Dobrze zgodził się Downar. Pilnuj w dalszym ciągu Moszczyńskich i bądz ze mnąw kontakcie. A ja co mam robić? spytał Pakuła. Nie opuszczajcie gosposi. Nie mogę tak tyć, panie majorze.Do czego to podobne? Po skończonej akcji wyślemy was na kurację odchudzającą uśmiechnął się Downar. Chyba \e tak.Zostawszy sam, Downar załatwił kilka telefonów i poszedł do szefa. Dobrze, \e jesteś ucieszył się Leśniewski. Mam dla ciebie wiadomości. Od Bartoszka? Tak.Przed chwilą otrzymałem telefonogram ze Szczecina.Masz, czytaj.Downar przebiegł oczami kartkę papieru i gwizdnął z zadowoleniem. Do licha powiedział wesoło. Nawet się nie spodziewałem, \e nasza wró\ka tak łatwo połknieprzynętę.Najwidoczniej uwierzyła w tę wiadomość, którą jej Bartoszek wrzucił przez okno.To był najsłabszy punkt naszego planu.Leśniewski pokiwał głową. Mnie tak\e to dziwi, \e dała się na to nabrać.Bo właściwieskąd jej ewentualny informator mógł wiedzieć, \e Wojtasik został zatrzymany w sprawiezamordowania Małoborskiej? Albo straciła głowę i nie zastanowiła się nad tym, albo przypuszczała, \e jej wspólnik makogoś w milicji powiedział Downar. Zresztą to w tej chwili nie jest istotne.Najwa\niejsze, \e ten numer przeszedł.Z tą lisią fermą tak\e niezły pomysł. A mówiłem ci, \e Bartoszek nie taki głupi, na jakiego wygląda uśmiechnął sięLeśniewski. Co masz zamiar zrobić? Natychmiast lecę do Szczecina. Tak.To chyba słuszna decyzja.Zaraz zawiadomię ich, \e przylatujesz, i powiem, \ebykogoś wysłali po ciebie na lotnisko.Downar wyciągnął rękę na po\egnanie. Dziękuję ci.Cześć. Telefon do pana, panie poruczniku. Dziękuję. Kociuba wstał z tapczanu i wyszedł do przedpokoju.W słuchawce posłyszałpodniecony głos sier\anta Pakuły. Do Moszczyńskich przyjechał jakiś facet czarnym Jaguarem.Wikcia mówi, \ewybierają się na polowanie. Jesteście pewni, \e to czarny Jaguar ? spytał Kociuba. Widziałem na własne oczy. A ten facet sam przyjechał? Sam. Nie wiecie, jak się nazywa? Zdaje mi się, \e Lechocki, ale nie jestem pewien.Podobno jakiś in\ynier.Co mam robić? Zaczekajcie na mnie.Zaraz przyje\d\am.Czy motor macie z tłumikiem? Oczywiście.Wjechali w las.Wczesny jesienny mrok kładł się szerokimi plamami na drzewach ikrzakach.Od ziemi, pokrytej kolorowym listowiem, szedł wilgotny chłód. Gdzie oni tak zasuwają? powiedział Pakuła, pochylając się.Kociuba wzruszył ramionami i dodał gazu.Zastanawiał się nad tym, co mają zrobić, je\eliczarny Jaguar skręci z szosy na jakąś leśną drogę.Wtedy łatwo mogliby zauwa\yć, \emotor jedzie za nimi.Pakuła, jakby czytając w jego myślach, spytał: A co będzie, jak wjadą w las? Nie wiem odparł Kociuba. Spróbujemy jechać bez światła, w znacznej odległości.Mo\e nie zauwa\ą. Trudna sprawa.Na razie nie skręcili w boczną drogę.Minęli las i zwiększyli szybkość. Gdzie oni tak zasuwają? powtórzył Pakuła. Zrobiliśmy ju\ ze sto pięćdziesiątkilometrów.Kociuba znowu wzruszył ramionami. Diabli ich wiedzą.Na razie ciągle jadą w kierunkuLublina.Pakuła ze świstem wciągnął nosem powietrze. W Lubelskiem cholerne lasy.Byłem tamw partyzantce.Wąwozy, parowy.Było się gdzie zadekować.Niemcy bali się wchodzić dolasu.Nawet i du\e oddziały nie dawały rady. To dobrze znacie te strony. Jasne.Wszędzie trafię z zamkniętymi oczami. Mo\e teraz wy poprowadzicie motor. Dobra.Przesiedli się.Pakuła muskularnymi rękami mocno ujął kierownicę.Kiedy minęli Lublin,powiedział: Widzi mi się, \e w parczewskie lasy jadą.Oj, tam kiedyś było nam gorąco.Dostaliśmy się w okrą\enie.Ale jakoś daliśmy radę przebić się.Było trochę strachu, ale iNiemcy tak\e się bali. Macie broń? spytał Kociuba. Ma się rozumieć, \e mam.Ja bez pistoletu na takie akcje się nie ruszam.Nigdy niewiadomo, co z tego mo\e być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]