[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie może być związane z jakimś ordynarnym,zwykłym włamaniem zastanawiał się głośno Kociuba.- Na pewno nie.Mierzycki za dobrze zarabiał, żeby sięłakomić na parę starych garniturów i ewentualnie jakiśtranzystor.Powód musiał być o wiele poważniejszy.- Duża forsa.- Albo chęć zdobycia jakichś dokumentów.Kociuba spojrzał z zainteresowaniem.- O! Przyznaję, że to mi nie przyszło do głowy.Czyżbyśpodejrzewał aferę szpiegowską?- Cenne dokumenty są związane nie tylko z aferamiszpiegowskimi.Mogą to być jakieś zapiski rodzinne albopapiery kompromitujące kogoś. Masz na myśli materiały, które ewentualnie mogłybyposłużyć do szantażu?- Właśnie.O ile zdążyłem się zorientować, Mierzyckibyłby chyba zdolny do takiej działalności.- Na pewno powiedział z przekonaniem Kociuba.Wszystko wskazuje na to, że był to cwaniak, łajdak, czło-wiek bez żadnych skrupułów.- Jeżeli do tego okaże się, że morderca jest szlachetną,świetlaną postacią uśmiechnął się Olszewski to mo-żemy dojść do dosyć oryginalnego wniosku, że ta zbrodniaposiada wszelkie cechy pozytywnej działalności i że jestgodna pochwały.- Nie żartuj.Powiedz lepiej, jaki proponujesz dalszy ciągnaszej akcji?Olszewski skinął głową.- Dobrze.Przechodzimy na poważny, służbowy ton.Awięc przede wszystkim, obywatelu poruczniku, proponujęodnalezienie Kinga Meysnela oraz szarego Opla.- Jaki podział ról?- To nie ma znaczenia.Ponieważ ty jesteś zwolennikiemmotoryzacji, to szukaj tego Opla" Ja spróbuję jeszczepowęszyć w okolicy mieszkania na Saskiej Kępie.Kociuba, nie tracąc czasu na teoretyczne rozważania,skomunikował się natychmiast z komendą na Wilczej,gdzie kiedyś zaczynał warszawską karierę.Nikt jednak nicnie wiedział ani o szarym Oplu , ani o poturbowanychofiarach Wojtka Kaliny.To było tak dawno i tyle się odtego czasu zdarzyło, że trudno było natrafić na człowieka,który by coś wiedział o tym mało znaczącym incydencie.Kociuba nie tracił nadziei i uparcie wypytywał kolegów,nie pomijając nawet maszynistek i innych urzędniczek,pracujących w komendzie.Ta jego wytrwałość zostaławreszcie nagrodzona sukcesem. Sierżant Borczuk powiedziała sekretarka komen-danta. Coś mi się przypomina, że on miał do czynienia zpodobną sprawą.Kociuba odnalazł sierżanta Borczuka, który szczęśliwymzbiegiem okoliczności był w komendzie i pisał jakieśraporty.Robił wrażenie zadowolonego, że może na chwilęoderwać się od pracy i pogadać.- Tak, owszem, pamiętam.Była taka historia, obywateluporuczniku.Szedłem Hożą póznym wieczorem.Patrzę, stoiprzed pogotowiem wóz, a w nim ni to siedzą, ni to leżąjacyś faceci.Zastanowiło mnie to.Myślałem, że pijani.Podchodzę bliżej i widzę, że gramolą się, ale jakoś takniewyraznie.Otwieram drzwiczki wozu, przyglądam im siędokładniej.Wódki nie czuję, a oni jakby pobici, i tozdrowo.Zabrałem ich razem z wozem do komendy.Ale naWilczej już się ocknęli i chcieli jechać sami.Spytałem, cosię stało? Kto ich tak pokiereszował? Powiedzieli, żegłupstwo, że nieporozumienie, że nie ma o czym gadać.Podziękowali i pojechali.- Nie spisaliście personaliów?- Nie.Może zle zrobiłem, ale właściwie nie było powodu.Nic się nie stało.Ani żadnego wypadku, ani żadnegozakłócenia ruchu.Oni także żadnej skargi nie wnosili.- Jaki to był wóz?- O ile sobie przypominam, to był Opel.Ale zarazsprawdzę.Sierżant wyjął z kieszeni pokaznych rozmiarów notes izaczął go pilnie wertować.Wreszcie wykrzyknął trium-falnie: O, jest! kładąc jednocześnie palec na notatce.- Zapisaliście numer rejestracyjny ucieszył sięKociuba.Sierżant Borczuk spojrzał na niego zgorszony.- A jakżeby inaczej.Jak widzę coś podejrzanego, topierwsza rzecz notuję markę wozu i numer rejestracyjny.- Rejestracja szczecińska.- Tak jest.Szczecin.- I nic nie mówili? Nic nie opowiadali o swojej przy-godzie?- Nie.Podziękowali mi tylko grzecznie i pojechali.- Sprawdzaliście książkę wozu, prawo jazdy?- Sprawdzałem.Wszystko było w porządku.- Nazwiska nie pamiętacie?- Nie.Kociuba zamyślony wyszedł z komendy.Kiedy znalazł sięna Marszałkowskiej, zachciało mu się pić.Wstąpił więc do Baryłeczki".Siedząc nad kuflem piwa, zastanawiał się, codalej? Jechać do Szczecina? Chyba tak.Jeżeli ma odnalezćtego szarego Opla , to musi wyruszyć nad morze.Czy to coda? Czy to nie strata czasu? Pan Bóg wie.W jakim celu cifaceci przyjechali ze Szczecina do Warszawy? Czy tylko poto, żeby pobić Mierzyckiego? Bardzo wątpliwe.To chybatak tylko, przy okazji.Wypił piwo, wsiadł w tramwaj i wrócił do komendy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]