[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak.Właśnie w tym celu.Wajchertjednak nie chciał dla jakichś nieznanych nampowodów wypić zatrutego wina.Dlatego tamten postanowił go wykończyć w domuna Kaniowskiej.- Zakładasz, że to był mężczyzna?- Raczej tak.No wiesz.dzgnąć z przodu chłopaka nożem.uprzątnąć zwłoki.- Otóż to, musiał uprzątnąć zwłoki.Co on z nimi zrobił?- Być może, że po prostu zakopał w piwnicy.- Warto by zajrzeć do tej piwnicy na Kaniowskiej.- Cierpliwości.I na to przyjdzie czas.Pamiętaj, że ciągle jeszcze wierzymy oficjalniew to, że Krzysztof Wajchert żyje i jest w Paryżu.Skończyli układać książki i Downar zapalił papierosa.- Cholera, dosyć mam już tego bibliotekarstwa.Możesz teraz porozmawiać z paniąprofesorową.- Warto by się trochę umyć - zauważył Walczak, patrząc na swe zakurzone ręce.Poszli do łazienki.Julcia przyglądała im się bardzo podejrzliwie.Downar miał ochotęuszczypnąćją w czerwony policzek.- Proszę powiedzieć pani, że chcemy z nią porozmawiać.Kiedy wrócili, zastali już wgabinecie profesorową.Miałaobrażoną minę.Patrzyła na milicjantów z wyrazną niechęcią.- Czy pani zna niejakiego Wiktora Radonia? - spytał bez żadnych wstępów Walczak.- Nie znam.- A czy słyszała pani kiedyś to nazwisko?-Nie.- Mąż pani nigdy nie wspominał o Radoniu? -Nie.- Czy pan profesor nosił się z zamiarem wyjazdu za granicę?- Tak.Miał wyjechać na placówkę do Paryża.Wszyscy mieliśmy z nim wyjechać.- I dlaczego do tego nie doszło?- Nie wiem.Coś się tam zmieniło w Ministerstwie.- Czy mąż pani miał w Paryżu jakichś krewnych?- O ile wiem, to mieszka w Paryżu kuzyn mego męża.Nie utrzymywaliśmy z nimjednak żadnych stosunków.-Jak się nazywa ten kuzyn?- Emil Kenert.- Nie wie pani przypadkiem, czym się zajmuje pan Emil Kenert?- O ile się orientuję, to prowadzi do spółki z kimś antykwariat.Ale może mi panpowie, panie kapitanie, czy to ma być przesłuchanie?Walczak uśmiechnął się łagodnie.- Proszę się tym wszystkim tak bardzo nie przejmować, pani profesorowo.Mogłemoczywiście przysłać pani oficjalne wezwanie do komendy, ale sądziłem, że toniepotrzebne.Wystarczy przecież krótka rozmowa o charakterze towarzyskim.Niechciałem pani fatygować.Pani Kozieska przygryzła wargi.- Rozumiem.Niech pan pyta.-Chciałbym się jeszcze dowiedzieć, co robił pan profesor w czasie wojny.Spojrzała zdziwiona.- W czasie wojny? Mąż mój był w obozie, w Dachau.- Uhm.Czy przez cały czas wojny mąż pani był w Dachau? Upuściła chusteczkę ischyliła się, żebyją podnieść.Walczakmiał wrażenie, że chciała uniknąć jego wzroku.- Nie.Mąż mój był w obozie w Dachau tylko do czterdziestego drugiego roku.- A potem?234235- Potem wywieziono go w głąb Niemiec.- Gdzie?- Nie wiem dokładnie.Mąż niechętnie mówił o tych czasach.Nie wypytywałam go.Nie chciałam mu robić przykrości.Była widocznie zmieszana.Walczak przyglądał jej się ciekawie.- Czy pani pozwoli zapalić?- Oczywiście.Proszę bardzo.Wyjął papierośnicę i wyciągnął do Downara rękę po zapałki.Zaciągnął się dymem.Spojrzał w okno, jakby się zastanawiając nad następnym pytaniem.- W nocy z dnia piętnastego na szesnastego listopada zeszłego roku nocował upaństwa kolega pani córki, student Politechniki, Maurycy Aosiński.Skinęła głową.- Tak.Przypominam sobie.- Czy państwo przez cały wieczór byli wtedy w domu?- O ile pamiętam, to nie.Wydaje mi się, że wtedy byliśmy na brydżu u inżynierostwaWajchertów.- Czy oprócz państwa był jeszcze ktoś u Wajchertów?- Profesor Zelman z Koronowa.- To już upłynęło parę miesięcy.Pani ma znakomitą pamięć.A może owego wieczorazdarzyło się coś takiego, co pomogło utrwalić w pamięci.?- Nie bardzo pana rozumiem.Walczak zgasił papierosa, splótł dłonie i wywołał na twarz ten swój dobrotliwy,księżowski uśmiech.- Jeżeli pani tak dobrze pamięta tamten wieczór, to chciałbym jeszcze zapytać, czypaństwo razem poszli na tego brydża.Czy może pan profesor przyszedł doinżynierostwa Wajchertów pózniej?Kozieska spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Przyznaję, żejestem trochę zaskoczona tym pytaniem.Doprawdy nie rozumiem,skąd pan to może wiedzieć.Rzeczywiście poszłam do Wajchertów sama, a mąż mójprzyszedł chyba z godzinnym spóznieniem.Nawet posprzeczaliśmy się o to.236- Ach, to dlatego pani tak dobrze pamięta.I jeszcze jedno.Czy jak pani wychodziłado Wajchertów, to córka pani, Teresa, była w domu?- Chyba nie.Nie, nie, nie było nikogo w domu, kiedy wychodziłam.Został tylkomój mąż.Powiedział, że musi coś jeszcze bardzo pilnego napisać.Już dobrze niepamiętam.- Więc zostawiła pani męża w domu zupełnie samego? -Tak.- I gosposi także nie było?- Nie.Wydaje mi się, że nie.Tak, tak, na pewno, Teraz sobie przypominam.Julciaposzła na jakieś imieniny.Nawet mój mąż był z tego powodu niezadowolony.Walczak w zamyśleniu wpatrywał się w czubki swych butów.Siedział na brzegukrzesła w dość niewygodnej pozycji i mogło się zdawać, że nagle stracił wątek myślii nie wie już, o co ma pytać.- Czy córka pani jest w domu?- Nie.Poszła na wykłady.- Trudno.Porozmawiamy z nią przy jakiejś innej okazji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]