[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamknij się - syknęła, rozezlona.- Czy tak się powinno zwracać do swojego króla? - zakpił.Chciała poinformować swojego cholernego króla, że będzie mówić do niego, jak jej się podoba, alezanim zdążyła to zrobić, w wejściu do jaskini nagle pojawił się Levet.Kompletnie nie przejmując się wymierzonymi w niego pistoletami, sztyletami i wyszczerzonymikłami poczłapał do środka jaskini.- Sacrebleu.Co to za smród? - Zerknął na Salvatore.-Psy.No tak.Mogłem się domyślić.Salvatore się uśmiechnął i przytrzymał rękę zjeżonego mieszańca stojącego u jego boku.- Spokojnie, Hess.Nie pamiętasz niewyrośniętego gar-gulca, który był tak miły i poprowadził Darcyprosto w naszą pułapkę? - Uśmiech odsłonił jego śnieżnobiałe zęby.- Nigdy nie miałem możliwościpodziękowania ci, Levet.- Marna ta pułapka, skoro Darcy jest obecnie królową wampirów, a nie wilkołaków - tamten szybkozripostował.Oczy Salvatore błysnęły, ale ponownie zakpił.- Jej strata.Ledwo wypowiedział te słowa, z oddali dobiegł odgłos tłuczonego szkła.Wszyscy obecni w jaskini zamarli w przeczuciu, że zaraz wydarzy się coś złego.Jagr rzucił się do niejtak szybko, że Regan nie zdążyła tego zauważyć, przewrócił na ziemię i przykrył własnym ciałem.Jaskinia zatrzęsła się od wybuchu u podnóża zbocza.Jagr nie zważając na silne ciosy zadawane pięścią w klatkę piersiową oraz kolorowe epitety i opisytego, co powinno spotkać przerośniętych osiłków, którzy rzucają o ziemię nieszczęsnymi kobietami,nie miał zamiaru się ruszyć, dopóki nie będzie pewny, że jaskinia się nie zawali.Tak się nie stało.Dopiero wtedy uniósł się nieco, żeby przyjrzeć się wijącej pod nim Regan i upewnić się, że nie jestranna.Uchylił się przed kolejnym ciosem w podbródek i szybko wstał, kryjąc uśmiech.Skoro miała siłę tak komuś przywalić, na pewno jest cała i zdrowa.Wyczuwając, że jeśli wyciągnie do niej pomocną dłoń, mógłby tę dłoń stracić, odwrócił się i poszedłw kierunku wyjścia z jaskini.Stali już tam Salvatore i jego mieszańce.Na pewno zapłaci za kolejneużycie wobec niej przemocy, ale tak mu nakazał postąpić niepohamowany instynkt chronienia Regan.Nie miał wyboru.Jego reakcje zależały od niego tak samo, jak wschody i zachody słońca.Już o tym wiedział, ale zepchnął tę wiedzę w głąb świadomości.Razem z Salvatore przygląda! siędrogiemu humvee'owi, który stal na parkingu poniżej i wyglądał teraz jak kula ognia.- Dio - wyszeptał król wilkołaków.- Hess, Max, macie dorwać tego, kto jest za to odpowiedzialny.Zbiegli stromym zboczem urwiska na dół niczym wystrzeleni z procy.Ich ciche warczenie rozniosłosię w ciemności.Jagr skrzyżował ręce na piersi.Widok płonącego samochodu Salvatore zbytnio go nie zmartwił.Iwcale nie dlatego, że tamten odnosił się do Regan zbyt poufale, chociaż to był wystarczający powód,żeby rozerwać mu serce na strzępy tylko dlatego, że skrzywdził Regan wtedy, gdy była najbardziejbezbronna.Drań uwolnił ją z rąk psychopatycznego Culligana, a potem bez mrugnięcia okiem porzucił, bo niemogła dać mu tego, na czym mu najbardziej zależało.Nic dziwnego, że nie ufała nikomu.- Twoi mieszańcy mają oryginalny sposób witania swojego króla.- Przyglądał się palącemu sięhumvee'owi.- Chyba że to jakiś rytuał, o którym nigdy nie słyszałem?Salvatore zignorował docinki, powstrzymując moc rozrywającą go od środka.Jako wilkołak czystejkrwi potrafił kontrolować przemiany, ale przyczajony w nim wilk wyrywał się na wolność.- Powinienem był ich wyczuć - zawarczał głucho.- Wiedzma.- Jagr się skrzywił.- Zaczyna działać mi na nerwy.- Zgadzam się, ale pozbycie się jej łatwo nie przyjdzie.Tylko gargulec jest w stanie wyczuć jej magię,ale zdaje się, że i on ma problemy z wytropieniem jej.- Ej! - Usłyszeli łopot skrzydeł i z jaskini wyłonił się rozgniewany Levet.Tuż za nim szła Regan.- Toja przeczesywałemokoliczne wiochy, kiedy ty się tu zabawiałeś z naszym pięknym gościem.Jagr przez króciuteńką chwilę delektował się rumieńcem, który nagle oblał policzki Regan, po czymponownie utkwił wzrok w gargulcu, unosząc brew.- Tak przeczesywałeś, że mieszańce trafiły za tobą prosto do tej jaskini.- A może śledzili tego tu, pana i władcę.Przeszło ci to przez myśl? - zaprotestował Levet.- Tak czy inaczej zostawili ostrzeżenie, że wiedzą o przyjezdzie Salvatore do Hannibal.Co gorsza,wiedzą, gdzie jest nasza kryjówka.- Tym razem zwrócił się do Regan, bacznie mu się przyglądającej.- Nie jesteśmy już tu bezpieczni.Salvatore zaklął pod nosem.- W pobliżu nie ma żadnej mojej watahy.Będę musiał wrócić do St.Louis po posiłki.- Dlaczego po prostu po nich nie zadzwonisz? - zapytała Regan.- Wolę wydawać rozkazy osobiście.To pozwala uniknąć nieporozumień.- No tak.Domyślam się.- Masz wśród swoich ludzi kogoś, kto używa magii? -dopytywał się Jagr.- Nie, ale mogę pertraktować z miejscowym zgromadzeniem czarownic.- Salvatore znów bawił sięsygnetem, a na jego twarzy pojawiło się zatroskanie.- Niestety, to może potrwać.Wiedzmy dośćniechętnie pomagają demonom.- A ja to co? - Levet wyciągnął ręce w powietrze.- Połamany patyczek?Jagr zmrużył oczy.To nie była chwila odpowiednia do wykłócania się z gargulcem.- Co?- Chyba ma na myśli lewarek - przetłumaczyła Regan.-Połamany lewar.- Patyczek, lewarek, co za różnica.- Levet wypiął pierś do przodu.- Ja używam magii.Niby cotakiego potrafi wiedzma, czego ja nie potrafię?- Wytropić mieszańców.Rzucić czar, aby ukryć naszą obecność.Zabezpieczyć naszą kryjówkę.- Jagrwyliczył chłodno.- Phi, znajdę mieszańców.A jeśli chcesz, żebym rzucił czar.- Malutki demon uniósł ręce.- Nie! - Jagr i Salvatore krzyknęli jednocześnie.- Dobra.- Machając ogonem, Levet zaczął schodzić ze zbocza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]