[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prze-straszony chłopiec masował szyję kolegi, klepał go po policz-kach i nawoływał.Wreszcie Gryf odetchnął głębiej, otworzyłoczy od razu pełne przerażenia.Ręce odruchowo uniósłdo gardła. Już po wszystkim szepnął Wężownik, trzęsąc się jakgalareta.Gryf potoczył osłupiałym wzrokiem po zrujnowanej łazni,po rozkawałkowanych trupach, a następnie dostał torsji.* * *W pierwszej chwili nie było wiadomo, jak wejść do łazni.Tuż za progiem stała brudna woda, głęboka na co najmniejtrzy palce.Wewnątrz unosił się drażniący odór krwi, kału,wymiocin i zupełnie w tej sytuacji nonsensowna nuta ró-żanego aromatu.Nikt nie kwapił się, by moczyć buty wkrwawej zupie.Drżący posługacze długo czerpali ją szuflamido cebrów i wylewali do rynsztoka.Rdzawa rzeczka spływałado fosy, budząc po drodze rozmaite domysły.Sekretarzwszedł do łazni jeszcze przed skończeniem tej niewdzięcznejpracy stając na pomoście z desek położonych na odwró-conych do góry dnem wiadrach.Pozbył się przy tej okazji poraz pierwszy swego luznego stroju i chłopcy mogli zobaczyć,że przy szczupłej posturze oraz niezbyt wysokim wzrościejest jednocześnie bardzo zwinny i muskularny.W skupieniuoglądał miejsce krwawego zajścia, zakrywając nos i ustachustką zamoczoną w ziołowej nalewce.Wspaniała marmurowo-dębowa wanna przestała prak-tycznie istnieć.Więcej niż połowa poniewierała się dokoła wpostaci szczątków kamienia i rozsypanych klepek.Miejsce,gdzie Wędrowiec dokonał skoku, wyglądało jak wnętrzemuszli lub porcelanowej filiżanki w podłodze zostałoidealnie gładkie wgłębienie, resztka metalowego rusztu spodwanny zyskała krawędz wypolerowaną jak lusterko, podob-nie pozostałość kamiennej obudowy.Pośrodku niecki leżaław jeziorku krwi odcięta głowa.Długie mokre włosy oblepiłyjej twarz niczym rdzawe wodorosty.Ciało leżało kilkakroków dalej blade, dziwnie odrealnione, jak porcelanowalalka pozbawiona głowy przez niegrzeczną dziewczynkę.Dużo gorzej prezentowała się ciemnowłosa.Z rozdzielonegow talii ciała wypadły wnętrzności, rozciągając na mokrymkamieniu nieopisanie ohydne macki.Jeden rzut oka mógłdoprowadzić człowieka do mdłości. I to wszystko twoja robota, Wędrowcze? upewnił sięO'hore.Głos miał stłumiony przez chustkę. Jakoś tak się zdarzyło. bąknął stojący w progu Wę-żownik.Starał się nie zaglądać do wnętrza komnaty.Sprzątacze wreszcie zakończyli pracę, po czym wynieślisię w pośpiechu. Jeśli usłyszę plotki, rozstaniecie się z językami! za-wołał za nimi Sekretarz, schodząc ze swego stanowiska namokrą podłogę.Podszedł do niego Koniec i urzędnik bezsłowa podał mu wyciągniętą z kieszeni buteleczkę z balsa-mem do nasączenia chusteczki.Mówca wziął z niego przy-kład, zakrywając twarz. Czy pan je zna? spytał wprost. Nie. To skrytobójczynie. Skąd pomysł, że mogę coś wiedzieć o skrytobójcach? Mówisz i poruszasz się jak cichoręki. Gratuluję spostrzegawczości.Powtarzam: nie znamich. Ale jakoś musiały się tu dostać.Gryf był przekonany,że to kwiatki , to znaczy kobiety.do zabawy. Czyli po prostu kurwy podsumował O'hore bezna-miętnie. Podobno miały poręczenie od rządcy tego skrzydła. Sprawdzimy.Z pewnością nie widziałem ich tu nigdyprzedtem.Uważając, by się nie pośliznąć, Koniec zbliżył się dozwłok ciemnowłosej.Odgiął jej kolejno oboje uszu, starającsię nie kierować wzroku poniżej piersi.Te same czynnościpowtórzył z odciętą głową.Krzywiąc się, starannie wytarłręce w powieszoną na wodociągu koszulkę. Nie są też z Lengorchii, choć używają trupiego naszyj-nika.Podniósł dwoma palcami przeciętą jedwabną linkę.Cienki sztylet leżał tuż obok.Mówca, tknięty przeczuciem,zajrzał w otwory rur i w jednej znalazł drugi nóż mały, leczza to niewiarygodnie ostry. Profesjonalistki.Wygląda na to, że Gryfa uratowałtylko zbieg okoliczności.Nie przypuszczały, że nie będziesam.Spodziewały się słabego oporu, stąd tak maleńkiarsenał.Z łatwością utopiłyby chłopaka w wannie albo za-kłuły.Czy da się odszukać ich patrona?Sekretarz obejrzał uważnie oba noże.Widać dostrzegł wnich jakiś ważny szczegół, bo potwierdził lakonicznie: Da się. A uda się wytrząsnąć z tego patrona nazwisko zle-ceniodawcy? Obawiam się, że nie.Rejestr klientów prowadzi tylkoMistrz Gildii, a do tego nawet ja nie dotrę.A w każdym razienie bez wywołania jeszcze gorszego zagrożenia niż obecne.Od zawodowego mordercy grozniejszy jest tylko obrażonyzawodowy morderca. To prawda mruknął Koniec. Na Miłosierdzie Losu, to już przecież drugi zamach!Mamy czekać, aż w końcu im się uda? krzyknął ze wzbu-rzeniem Wężownik.Splótł ręce na piersiach, by ukryć ichdrżenie. Trzeci skorygował Promień, który do tej poryprzysłuchiwał się rozmowie w ponurym milczeniu. Trzeci powtórzył, gdy obecni obrócili na niego zdumione oczy.Pierwszy był skierowany na mnie.* * *Jako że pojawiły się nowe okoliczności, sprawa wymagaładokładnego omówienia.Komnata magów nadawała się dotego znacznie bardziej niż plugawa rzeznia. Co znaczy trzeci zamach.no co?! Oczywiście nie pi-snąłeś słowa, żebyśmy.mieli się na baczności! Ty bez-myślny.egoisto! wypytywał napastliwie Gryf, przyci-skając dłoń do obolałego gardła.Każdy oddech przeciskał sięprzez jego krtań ze świstem.Jego rozdrażnienie wzrosło, gdyprzekonał się, że sfera skoku Wężownika musiała minąć godosłownie o włos.Jedynie szczęśliwy traf uchronił go przedutratą części ciała. Bezmyślny! I kto to mówi! Ja przynajmniej wie-działem, kto mnie napadł i broniłem się, a ty masz w głowietylko dupy! warknął Iskra. Wyglądały na.uczciwe dziwki.Skąd miałem.wie-dzieć?! krzyknął Gryf wysilonym szeptem. Litości! I to mówi Obserwator! Przestańcie się kłócić wtrącił Sekretarz. Chciał-bym wyjaśnić kilka rzeczy.Po pierwsze: rzeczywiście, jak tomożliwe, żeby czytający w myślach mag nie zorientował sięw zamiarach tych dwóch zabójczyń?Gryf zawstydził się jakby. Kiedy one.faktycznie były.podniecone.Podoba.łoim się i by.ły chętne. O tak, i chętnie by się nawet z tobą zabawiły, a potemsprawiłyby cię jak cielaka.Może nawet któraś wzięłaby sobiepewną część ciała na pamiątkę rozkosznych chwil! prych-nął Promień szyderczo. Po drugie: panie Promień, czemu drugi zabójca nie do-kończył dzieła? Siedziałeś w Głodowej Jamie, wystawiony nastrzał jak uwiązany za łapę królik.Po trzecie: dlaczego ja sięo całej sprawie dowiaduję dopiero teraz? ciągnął Sekre-tarz, ignorując drwiny chłopca. Bo masz marnych szpiegów wymamrotał Iskra podnosem, a głośniej dodał: Mogę tylko snuć przypuszczenia.Pierwszego zabiłem, ale drugiego w ogóle nie widziałem.Tylko mogę się domyślać, że było ich dwóch, bo potem znik-nęło ciało, więc ktoś musiał je zabrać.A ja.ja.straciłemprzytomność wykrztusił z wysiłkiem, zawstydzony.Pewnie ten drugi myślał, że strzałka trafiła i właśnie dogo-rywam.Zostawił mnie w spokoju.Nie mówiłem nic nikomu,bo nie było żadnych śladów.Wszyscy przecież uważacie, żemam obsesję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]