[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Danusia ochłonęła.- O, nie musisz, on nie zna polskiego języka, a zęby ma w porządku.Jak to, znasz goprzecież, to on robił ci zdjęcia do inwentaryzacji, możesz na niego liczyć.Nawiasem mówiąc,nazywa się zwyczajnie, Nordin.Bez żadnych zębów.Przypilnuję ci go śpiewająco!- Naprawdę załatwisz wszystko? Nie muszę kołować Bergsona? Już z nimrozmawiałam i właściwie nie stawiał oporu, ale trochę się waha.- Zapewniam cię, że przestanie się wahać jeszcze dziś - powiedziała Danusia z takpotężną zaciętością, że Majka niemal rozkwitła.No, ona im wszystkim pokaże.Pogoda zadziałała różnorako.Majce okazała przychylność, Kazia i Zygmusia zgnębiładoszczętnie.Zima wycofała się dość chętnie, zaznaczając swoją obecność wyłącznie nocą, dziękiczemu ziemia nie utraciła jeszcze swojej zlodowaciałej twardości.Lada chwila jednakżetwardość mogła ustąpić i obaj kumple dławili się wręcz zdenerwowaniem.Kazio wykazywałprzy tym zapał do pracy rzadko spotykany wśród młodzieńców jego pokroju, Zygmuś zaś niewytrzymał w betach, zwlókł się z łoża boleści i objął stanowisko niemrawego poganiaczaniewolników.Pilnował kumpla z całej siły, oka prawie nie odrywając od fundamentówszklarni.Dla Majki słoneczko świeciło jakby specjalnie.Jeszcze trochę, jeszcze trochę,potrzebowała więcej ciepła i więcej robót ziemnych.Zaplanowane zadanie nie było łatwe.Rzadko się zdarza, żeby projektanci w pierwszej fazie tworzenia projektu wizytowalinamiętnie przyszły plac budowy.Nie do nich należy przygotowanie frontu robót, pózniejmogło się zdarzyć, że przyjeżdżali sprawdzać co im tam wykonawca paskudził, ale przecieżnie wcześniej, zanim w ogóle zaczął! Tu jednak, zważywszy urozmaicenie terenu, istniałypewne szanse, a Majka za wszelką cenę musiała spowodować możliwie liczne wizyty.Podpuściła Bożenkę.Zdziś, ogłupiony uczuciowymi niefartami, mógł przecież zmieniaćzdanie w kwestii tej spornej wody, ponadto woda przy rozmarzaniu i w razie deszczu teżmogła zmieniać swoje oblicze, należało przynajmniej rzucić okiem, upewnić się, czymalowniczy pagórek nie przeistoczy się przypadkiem w wał przeciwpowodziowy, albo innąobrzydliwość.Na deszcz się wprawdzie nie zanosiło, ale któż mógł przewidzieć wybrykiatmosfery? Udało jej się zasiać ziarenka niepokoju nie tylko w projektantce zieleni ihydrauliku, ale nawet w konstruktorach, wciąż niepewnych wytrzymałości gruntu.Dziękiczemu zgryzota spadła także na hydrogeologów, zmuszonych do badań, sprawdzań ipomiarów z precyzją wręcz zegarmistrzowską.Majce potrzebny był tłum.No i zdobyła tłum.Najłatwiej poszło ze Zdzisiem, którego wcale nie trzeba było przekonywać, iż przyczuwaniu nad kaprysami rzeczki niezbędna jest mu pomoc techniczna w osobie Kręcidupci,strażniczki dokumentacji.Rysunki, wydruki, obliczenia, mnogość papierów, na coś wszaknależało nanosić poprawki, a rzeczka współdziałała chętnie, tworząc odnogi, jeziorka, stawkii nowe koryta.Całość trosk zdecydowanie przekraczała możliwości umysłowe pomocytechnicznej, ale to już nie miało najmniejszego znaczenia.Rozpoznawać rysunki umiała.Szwedzka Danuta dotrzymała słowa.Harald Nordin o uzębieniu bez zarzutu pojawił sięw kilka godzin po pierwszym telefonie.Jako osobnik cywilizowany, samochód wypożyczyłod razu na lotnisku, jako jednostka pełna optymizmu, z hotelu zadzwonił do Majki, że jużjest, Majka zaś, jako kobieta, flaki miała w garnku gotowe i niebiańsko przyprawione.Lodówka zawierała w sobie pełny zestaw napojów bezbarwnych, wytrawnych, dostępnych wPolsce na każdym kroku.Jako osoba rozsądna i przewidująca, kategorycznie nakazała muprzyjechać natychmiast taksówką.Musiałaby nie mieć serca i nerwy ze stali kuloodpornej, żeby od razu przystąpić dopracy, szczególnie, że Harald gromko i z wielkim naciskiem już od progu krytykował podłeżarcie w samolocie i żalił się rzewnie na pośpiech, oraz charakter tej wilczycy, Danuty, któreto elementy razem wzięte nie pozwoliły mu zjeść frokostu.Ominął go święty posiłekskandynawski w samo południe, Boże drogi, biedny chłopiec, jeśli nie jest chory, musi byćstrasznie głodny! Ależ oczywiście, zaczynamy od wzmocnienia organizmu!W Haraldzie słońce zaświeciło, usiadł przy stole i na ten moment trafiła Nowakowa,której małżonek znów dokonał nieoczekiwanego zakupu.- I oczywiście, ten idiota.- zaczęła w rozgoryczeniu i w drzwiach jadalnej częściapartamentu urwała.Za stołem Majki siadał chłopak jak lalka, kolorystycznie nawet nieco zbliżony doDominika, ale jednak jaśniejszy, poderwał się grzecznie na jej widok, prezentując posturęwręcz modelową, w barach szeroki, w biodrach wąski, drapieżność jakaś w nim była, piratjakby albo co.Nowakowej serce zamarło.Nikt oczywiście nie mógłby wymagać od niej, żeby odgadła sedno rzeczy.W Haraldzieistotnie zalęgła się drapieżność dzika i chciwa, ale ściśle dotycząca flaków, których woń omalnie przyprawiła go o zawrót głowy.Już niemal siedział, już prawie sięgał i nagle dostęp doambrozji został wstrzymany.Pustka w żołądku aż kwiknęła, cechy odległych przodkówocknęły się nagle i uniosły głowę.Możliwe, że przed wiekami z mieczem runąłby naNowakową, nie bacząc na jej płeć i bezbronność.Majka od czasu cynamonu Nowaków miała w domu pełen zestaw prostych iwyszukanych przypraw, bo co jej szkodziło, sama ich czasem używała.Zaciekawiło ją nawet,co też teraz Nowak nabył, ale rzuciła okiem na Haralda i czym prędzej zastosowała właściwąkolejność.- To sąsiadka, zaraz z nią załatwię - powiedziała po szwedzku.- Nałóż sobie tymczasemi zacznij jeść, bo wystygnie i mnie będzie przykro.I nalej nam czego chcesz wedle własnegowyboru.Przepraszam panią bardzo - powiedziała po polsku, - ale to cudzoziemiec i ponaszemu nie rozumie.Do roboty przyjechał, pracujemy razem, ale od rana prawie nic nie żarłi muszę go nakarmić.Głodny chłop do żadnej pracy się nie nadaje.Ta wielka prawda wyrwała Nowakową z lekkiego stuporu.Wróciło jej rozgoryczenie.- No i proszę, zgadza się, to samo mówię, ten kretyn z polędwicą wołową przyjechał inogami tupie, uparł się po pakistańsku.Przepis przywiózł! Dwadzieścia minut góra, możliwecałkiem, do cholery, ja umiem gotować, mam wszystko, on się wypluska, fakt, w błocie siętaplał, brudny jak świnia, a przez ten czas dojdzie, ryż błyskawiczny już do garnkawrzuciłam, a czego mi zabrakło? Curry! Curry! To pakistańskie! On smaki rozróżnia podlec,jedna torebeczka, jak zrobić pakistańskie bez curry!!! Ja przed ołtarzem przysięgałam, żebędę karmić żywe zwierzę, co ja mam zrobić, w pani moja nadzieja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]