[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam szczęśliwa, ale nie dlatego płakałam.Czułam ulgę, jakby spadło ze mnie brzemię,o którego istnieniu nawet nie wiedziałam.Przytulił mnie mocniej i pocałował w czoło jeszcze kilka razy, a potem przerzucił się na po-liczek, niebezpiecznie blisko mojego ucha.Zachichotałam przez łzy jeśli zaraz nie przestanie, do-stanę czkawki, co będzie niesamowicie seksowne, a do tego utrudni mi wyliczanie skoków na de-sce.Pocałował mnie w usta. Co masz ochotę robić wieczorem? szepnął.Też mi pytanie! Napisać z powrotem nasze imiona na moście powiedziałam. Tylko tym razem ty bę-dziesz trzymał żaglówkę, a ja się zajmę sprayem. Wciągnęłam głęboko powietrze i wypuszczałamje powoli, rozkoszując się ciepłem ramion Adama, osłaniających mnie przed wiatrem.Usiedliśmywygodnie i patrzyliśmy na przemykające obok inne łodzie i zatłoczone brzegi jeziora.Kiedy zacząłsię pokaz, obserwowaliśmy pozostałych chłopaków, kiedy płynęli swoją rundę.Potem przyszła ko-lej na Adama, a w końcu na mnie.część druganiekończące się lato1Adam podsadził mnie z betonowego nabrzeża na wąski występ biegnący wzdłuż całego mo-stu autostradowego.Znajdowałam się w idealnym miejscu, żeby napisać sprayem nasze imiona nadwumetrowym murze oddzielającym nas od samochodów oczywiście jeśli wszystko pójdzie do-brze.Mogłam namalować LORI KOCHA ADAMA w tym miejscu, ponad nabrzeżem.Właściwieto nadal znajdowałam się na suchym lądzie albo raczej ponad nim.Jednakże bracia Adama nazwali-by nas mięczakami sami byli odważniejsi, kiedy wypisywali swoje imiona.Wykorzystując spoinyspawu na metalowej ścianie jako uchwyty, zaczęłam się przesuwać wzdłuż występu.Nabrzeże sięskończyło i znalazłam się ponad jeziorem.W jednej czwartej drogi na drugi brzeg uznałam, że jest to już odległość godna szacunkui się zatrzymałam.Potrząsnęłam jedną ręką puszką z farbą, a drugą trzymałam się kurczowo mostu.Obejrzałam się: mój dom, dom Adama i marina rodziców Adama leżały po drugiej stronie jeziora,ale nie widziałam ich w blasku gwiazd.Tylko kilka świateł na obrzeżach portu lśniło w ciemno-ściach letniej nocy, a ich odbicia falowały na wodzie.Wszyscy musieli być wykończeni po cało-dziennej imprezie nad jeziorem.Ani jedna motorówka nie mąciła ciszy od czasu do czasu rozlegałsię klekot samochodu, który przejeżdżał po drugiej stronie ściany i wywoływał nerwowe wibracjecałego mostu. Szzzzzzzzzz rozległ się szum radiowy. Ty tam na moście! Lori McGillicuddy! Mówi po-licja!Spojrzałam ze złością na Adama, który stał na betonowym występie koło mnie, z rękamiprzytkniętymi do ust, żeby lepiej udawać policyjny megafon.W ogóle nie trzymał się mostu. Zaskoczyłeś mnie powiedziałam. A gdybym spadła?Nie znajdowałam się na tyle wysoko nad jeziorem, żeby upadek mógł mnie zabić, ale napewno by zabolał.Poza tym nie byliśmy tutaj po to, żeby Adam mógł dostać kopa adrenaliny.Mie-liśmy razem zrobić coś romantycznego.Dotknął mojego łokcia. Złapałbym cię.Prawdopodobnie by to zrobił brak rozsądku nadrabiał siłą i zręcznością.Oczywiście brakrozsądku często górował nad siłą i zręcznością i odpowiadał przynajmniej za jeden przypadek, kie-dy to w podstawówce złamał sobie nogę.Jego palce na moim ramieniu sprawiły, że zamrowiła mnie skóra.Wisiorek z czaszką i pisz-czelami lśnił w blasku gwiazd, a niesamowite, jasnobłękitne oczy obserwowały mnie w upalnejciemności.Chociaż balansowałam dość ryzykownie i szykowałam się właśnie do zniszczenia mie-nia publicznego, mój własny brak rozsądku sprawił, że przechyliłam się i pocałowałam go.Przez ułamek sekundy wyglądał na zaskoczonego zazwyczaj to on wykonywał pierwszykrok.Zaraz jednak wsunął ręce w moje włosy i odwzajemnił pocałunek.Poczułam, że puszka z far-bą wyślizguje mi się z palców, więc poprawiłam chwyt i jednocześnie rozluzniłam uścisk drugiejręki.Zaczęłam spadać.Adam przyciągnął mnie do siebie i pomógł złapać równowagę. Nawet ja uznałbym, że to nie jest najlepsze miejsce, żeby się całować wysapał. Skoro tak twierdzisz zażartowałam, ponieważ moja osobista odwaga zleciała z mostuw momencie, kiedy straciłam równowagę. To ja mógłbym polecieć zamiast ciebie oznajmił z udawanym oburzeniem. A nie, cze-kaj, ja już poleciałem. Dotknął palcem czubka mojego nosa. Na ciebie. Raaany pisnęłam. To było urocze!Uśmiechnął się. Podobało ci się? Wymyśliłem to jakąś godzinę temu, kiedy szukaliśmy farby w twojejpiwnicy.Oszczędzałem na pózniej. Podobało mi się.Zwietnie się z tobą chodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]