[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za-stanawiał się, co sam powie.Czy to, co inni nazywają suk-cesem, rzeczywiście nim było? A co on mógłby w swoimżyciu nazwać sukcesem? Na razie nic mu nie przychodziłodo głowy. Paweł Gordowicz usłyszał głos wychowawczyni. Jestem! poderwał się z krzesła, jak uczniak wy-rwany znienacka do odpowiedzi.W głowie miał kompletnąpustkę i poczucie, że na pewno dostanie pałę. Poszedłeś na biologię, tak jak zamierzałeś? Tak, pani profesor.Pracuję na UMK w Pracowni Bio-logii Molekularnej. O! Jesteś już doktorem? Nie jest łatwo dostać etat nauczelni rozpromieniła się Stułbia. Widać miałem szczęście.Akurat się zwolnił tech-niczny, kiedy kończyłem pracę magisterską.Teraz jestem nadydaktyczno-naukowym.Doktoratu jeszcze nie zrobiłem,ale się przymierzam.Usiadł zły na siebie.Miał wrażenie, że minął się z praw-dą.A przecież nie skłamał?A co? Miałem się wywnętrzać i opowiadać, jak mi zle? pomyślał.Był tak wzburzony, że prawie nie słyszał kilkukolejnych osób. Marek Aukowski. Jestem!Marek wstał i nie czekając na pytania pomocnicze, po-wiedział: Chciałbym zacząć od zagadki.Kto z was rozpozna,z czego jest ta piosenka, ręka w górę! Torbę pełną leków ma,chorób sto na pamięć zna, cała nasza wieś radośnie wita go& zanucił.Podniosło się kilka rąk.51 Wetelynaś Fled! krzyknął mały, może czteroletnichłopiec, siedzący na kolanach Kasi. Brawo, kawalerze! Jak masz na imię? zapytałMarek. Mati. To chodz do mnie, Mati, będzie nagroda. Marekpogrzebał w przepastnych kieszeniach i wyjął długopis. Proszę!Maluch, bardzo przejęty, przydreptał do Marka, spoj-rzał pytająco na Kasię, a widząc przyzwolenie w jej oczach,wziął z namaszczeniem nagrodę i pognał na swoje miejsce,niosąc długopis jak relikwię. Mati już mnie zdradził uśmiechnął się Marek i pewnie wszyscy wiedzą, kim jestem, także ci, którzynie mają małych dzieci i nie są na bieżąco z dobranockami.Specjalnie zaśpiewałem ten kawałek ze środka, żeby co po-niektórzy pomyśleli, że też jestem lekarzem, jak Mariusz,Tomek, Jola.A tymczasem jestem wiejskim konowałem.Skończyłem weterynarię w Olsztynie i właśnie w Olsztyniepoznałem obecną Panią Konowałową, czyli Anię: mój naj-większy sukces życiowy.Drugim w kolejności, ale za tobar dzo spektakularnym osiągnięciem jest szóstka dzieci.Trzecie to ugruntowana pozycja wiejskiego weterynarzai dobrego sąsiada, czwarte, prawie wykończony dom, w któ-rym będzie wielka jadalnia z ogromnym stołem, tak abyzmieściła się przy nim cała rodzina z wszystkimi dziadkamiz jednej strony i najmłodszą latoroślą z drugiej.A w przy-szłości, gdy sam będę dziadkiem, liczę, że przy tym stolezasiądą co najmniej dwa tuziny wnuków.Skończyłem, mo-żecie klaskać ukłonił się przekomicznie i usiadł. Barbara Młynarczyk.Baśka Młynarczyk, a obecnie Kupść, zaczęła kurtuazyj-nie od męża, który akurat był nieobecny, bo musiał uczestni-czyć w posiedzeniu Rady Nadzorczej.Wspomniała o czter-52nastoletnim Denisie, chwilowo przebywającym na oboziejęzykowym w Anglii organizowanym przez reno mowanąprywatną szkołę, do której uczęszcza , oraz o by wającychw ich domu osobach z nazwiskami , które małżonekcza sem zatrudnia w swoich fi liach , i wyraziła nadzieję, żewszyscy dobrze się bawią w ich skromnych progach.Po niej Iwona opowiadała o perypetiach związanychz poszukiwaniem pracy i o sukcesie, jakim było spotkanieLucyny, która wciągnęła ją w promocję psiej karmy.Paweł wstrzymał oddech.Po Iwonie zawsze była wyczy-tywana Anka. Anna Różańska. Nie ma! zawołały równocześnie Baśka i Dorota. Jest w Karmelu czy czymś takim powiedziała Ola. Gdzie jest? Jak to w karmelu? chciały wiedziećIwo na z Lucyną. Nie w Karmelu, tylko u klarysek zaoponowała Do-rota. Byłam u niej paręnaście lat temu.Jest w Krakowie. Nie! sprostowała Baśka, dumna, że znowu wiewięcej niż inni. Jest u klarysek, ale nie w Krakowie, tylkow Skaryszewie.Buduje kościół i klasztor.Jest tam szefowączy kimś w tym rodzaju, ale nie mogła przyjechać, bo to za-kon, jak ona mówiła? Klaustrofowy! Klauzurowy poprawiła Dorota. Jakoś tak zgodziła się Baśka. To znaczy, że niewolno im wychodzić.Ale ja nie rozumiem, bo skoro onatam rządzi, to przecież by mogła przyjechać? A powiedzia-ła, że nie może.Chyba nie chciała, bo sama widziałam, jakjedna podobna chodziła po mieście i robiła zakupy. Pewnie z innego zakonu.Na przykład szarytka alboelżbietanka powiedziała Ola. Miała gładko puszczo-ny welon czy taki jakby telewizorek na głowie? Wiesz,taka obudowa, jak są wiejskie kapliczki zamknięte z trzechstron& Miała coś podobnego?53 To była taka sama jak Anka upierała się Baśka. Na czarno ubrana i tu dotknęła policzka białe.Niejakaś inna.Taka sama. Może zewnętrzna.Zresztą one mogą wychodzićz ważnych powodów wtrąciła Dorota. Jak Anka byław Krakowie, to codziennie wychodziła na wykłady, bo koń-czyła studia. Co kończyła? zainteresowała się wychowawczyni. Nie pamiętam& teologię& a może medycynę? Tobyło dawno i tyle się wtedy działo, umknęło mi zmar-twiła się Dorota. No, w każdym razie widać uznała, że nasz zjazd niebył dość ważnym wydarzeniem podsumowała nieco do-tknięta Baśka.Paweł siedział jak rażony obuchem.Dopiero teraz, poszesnastu latach, wszystkie kawałki układanki złożyły musię w całość.Dlaczego nie powiedziała wprost? zastanawiał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]