[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odrobinę, wystarczająco jednak, żeby poszerzyć strachNieves Aguilar.Powtórzyła pytanie, gdy tymczasem trójkątna, sina ciemność, sączyła sięprzez powstały otwór (ktoś zgasił światło na korytarzu).Zajrzały jakieś oczy.- To ja, proszę pani.Zpię na dole i usłyszałam jęki.Weszłam na górę, żeby sprawdzić,czy wszystko w porządku.Ulga, jaką odczuła, odebrała jej na chwilę głos.- Zniły mi się koszmary, dziękuję.- Nie ma za co.- Głowa Safii, okolona obfitymi, czarnymi jak węgiel loczkami,zaglądała do środka.Oświetlał je brzeżek księżyca.- Potrzebuje pani czegoś?Nagle Nieves Aguilar poczuła się samotna.- Wejdz.Nie stój tak.Oczy zawahały się, drzwi otworzyły się na ościeżNieves Aguilar zrozumiała powódjej niezdecydowania i wiedziała już, że powinna kazać jej odejść.Nie ulegało wątpliwości, żeSafiya sypia nago, w czymś, co przypomina delikatny jak welon peniuar.Wydało jej sięczymś niestosownym patrzeć na nią, więc odwróciła twarz.Nagle odniosła wrażenie, jakbyjakiś zimny gad owinął się jej wokół ramion, i poczuła kwiatowy zapach nieznanych jejperfum.- Dziękuję - powiedziała, choć kontakt z tą ręką przyprawił ją o dreszcz.- Co się z panią dzieje? - Dziewczyna usiadła na łóżku, obejmując ją, jakby ją chciałapocieszyć.Musiała też mylnie ocenić jej reakcję, ponieważ przysuwała się coraz bliżej.Nieves Aguilar czuła na uchu jej oddech, jak dotyk dziecięcej dłoni.Pod cienką koszulkądostrzegła kątem oka błysk ozdoby na brzuchu, może łańcuszek (co za absurd!), a możebrylant w pępku albo odblask księżyca.- Pani drży.Zimno pani? Nocą robi się już chłodno, nadchodzi jesień, wieje porywistywiatr.- Safiya przerwała, zanim dodała coś, co - przypuszczała Nieves Aguilar - miałoNieves trochę rozerwać.- Kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że wiatr jest kobietą.Zwłaszcza zimny wiatr.Wyobrażałam go sobie jako kobietę w bieli, która mówiąc,wydmuchuje ustami lodowate powietrze.W stolicy mieszkamy na wysokim piętrze, wiejesilny wiatr, ale czasem odkrywam się, żeby go lepiej poczuć.Pani nie lubi zimna.- Nie - przyznała Nieves Aguilar, czując się niefortunnie pod ciężarem jej ramienia.-Jestem strasznym zmarzluchem.- Biedulka.Przynieść pani koc?- To był tylko zły sen - wyszeptała.I pomyślała: Nadal śnię.Koncentrowała się na ciężarze ramienia Safii, spoczywającym na jej plecach.Niechciała powiedzieć tej biednej dziewczynie, żeby się odsunęła (nie powiedziałaby jej tegonigdy), ale czuła się niezręcznie.Zrobiła coś innego: wyciągnęła rękę i zacisnęła ją naporęczy przy wezgłowiu łóżka, jakby chciała zrównoważyć jeden dotyk drugim.Metal był lodowaty.Kiedy się poruszyła, opalone, młodzieńcze udo Safii, otarło się o jej piżamę.- Koszmary rodzą się ze zmartwień.Ja też je czasem miewam.Zni mi sięwłaścicielka.Niekiedy pojawia się w nich Jacinto.- Nieves Aguilar wiedziała, że ma namyśli panią Ripio i jej syna.To nieoczekiwane wyznanie sprawiło, że odwróciła się ispojrzała na dziewczynę.Odniosła wrażenie, że jej oczy (teraz tuż obok) błyszczą jakgwiazdy.Zobaczyła, jak na jej twarz wypływa uśmiech.- Proszę mi powiedzieć, co panią martwi.Cokolwiek to jest.Lubię panią.Była panidla mnie bardzo miła.Chcę pomóc.Słowa dziewczyny były tak blisko, że nabierały niemal realnych kształtów.Jest bardzomłoda, pomyślała Nieves Aguilar; mogłaby być moją uczennicą.W jakiś sposób jednak owozbliżenie się ich oddechów zacierało wszelkie różnice.Wydawało się jej po prostu, że siedziprzy kimś, kto chce jej wysłuchać, kto jej nie zlekceważy.Spojrzenie dziewczyny może i byłonaiwne, ale ona potrzebowała tej naiwności.Reszta była łatwiejsza: nie przyszło jej z trudem ani otwarcie ust, ani uporządkowaniesłów w ciemnościach; wystarczyło tylko przymknąć oczy. Chodzi o książki Guerina -powiedziała - miejscowego pisarza.Jestem pewna, że nie przeczytałam jeszcze tejnajważniejszej, a muszę to zrobić.To nie obsesja, tylko jedyny sposób, w jaki mogę komuśpomóc, pewnej dziewczynie w twoim wieku..Kiedy skończyła mówić, uniosła głowę.Piersi Safii przylgnęły do jej piersi i czułaniemal, jak serca ich obu biją we wspólnym rytmie.Spojrzały na siebie, jakby czekały, aż cośsię wydarzy.Krzyż wentylatora przekreślał ich cienie na ścianie.Dziewczyna powiedziała:- Znam jedną książkę Manuela Guerina.Może to ta, której pani szuka.Nieves Aguilar patrzyła bez ruchu, jak dziewczyna podnosi się i kieruje w stronędrzwi, a następnie daje znak, żeby w ciszy udała się za nią.W takim stanie? Nawet się nieubierając? - pomyślała.Ale Safiya już wychodziła, nie dała jej czasu.Zresztą, to Safiya niemiała praktycznie nic na sobie, ją osłaniała piżama.Wyszły z pokoju, Safiya przodem, i ruszyły korytarzem w powolnym tempie procesji.Przy schodach Safiya odwróciła się.- Przede wszystkim nie możemy obudzić mojej pani.Od kiedy zjawiła się policja w związku ze śmiercią tego Niemca, jest bardzopodenerwowana.- Nieves Aguilar kiwnęła głową.Dowiedziała się o tym po powrocie zkościoła: niewielki pożar w pokoju, ktoś wezwał policję.Wyjaśnili, że mężczyzna zginął we śnie, w łóżku, w którym palił papierosa.Naszczęście ogień się nie rozprzestrzenił.Zeszły po schodach.Dochodziły ich jedynie niepewne pochrapywania i trzeszczeniemebli, a może ciał walczących ze snem.A także delikatne pobrzękiwanie łańcuszka zmaleńkimi kluczykami, który - jak Nieves Aguilar zdołała się teraz zorientować - dziewczynanosiła na lewej kostce.Hol tonął w ciemnościach.Safiya otworzyła podwójne drzwi do jadalni i stąpając naczubkach palców, wśliznęła się do środka tanecznym krokiem.Nieves Aguilar poszła w śladza nią, ale kiedy drzwi się zamknęły, zatrzymała się.Pomyślała, że równie dobrze mogłabyoślepnąć.Drzwi wychodzące na taras były również zamknięte, co pogłębiało panująceciemności.Zakładała, że dziewczyna nie chce zapalać światła, w obawie, że pani Ripiomogłaby ją przyłapać.- Proszę dalej - usłyszała.Wyciągnęła dłoń, ale Safii już nie było.Zrobiła kilka kroków i w końcu dostrzegłakoszulkę dziewczyny, rysującą się niewyrazną plamą w powietrzu.Prowadzona tymswoistym welonem, mogła odnalezć drogę pomiędzy stołami i krzesłami, które stałynieruchomo, gotowe udzielić gościny, a jednocześnie stanowiły pewne zagrożenie.Musiałapomagać sobie dłońmi, które wymacywały brzegi i krawędzie.Róg jednego ze stołów łatwomógł się wbić w ciało (zdarzało się jej to czasem, nawet we własnym domu, kiedy wstawaław nocy).Ubrana jedynie w cienką piżamę, czuła się bezbronna wobec czyhającychniebezpieczeństw.Pomyślała, że kelnerka musi być przyzwyczajona do obecnego ustawieniamebli, choć wystawiała się na jeszcze większe ryzyko.Welon odbijał się w lustrach sali, co zamiast jej pomagać, myliło ją tylko dodatkowo.Na szczęście pomieszczenie nie było duże i szybko dotarły do miejsca, do którego zmierzaładziewczyna.- Ster - usłyszała jej szept.Wiedziała, co ma na myśli: podeszła do ściany,przypominając sobie ów dzień, kiedy pani Ripio pokazywała gościom ozdoby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]