[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wolę tego niewspominać.Wydawał się trochę zmieszany.Dziwne.Taryn pomyślała chwilkę inagle zaskoczyła.- Panienka zakochała się w tobie? - spytała, nie mogąc powstrzymać sięod szerokiego uśmiechu.- Przestań! - mruknął, wyraznie coraz bardziej zmieszany, co byłorozkoszne.Prezes Nash Corporation atakowany przez siedemnastolatkę!- Oczywiście, od razu wybiłem jej to z głowy.Ale co przeżyłem, to jużtylko moja słodka tajemnica.Suzanne kiedy powiedziałem jej, dlaczego niebardzo mam ochotę brać Abby do siebie, wpadła w rozpacz.A ja poczułem sięjak najgorszy brat, jaki kiedykolwiek narodził się na tej ziemi.Wtedy siostra- 62 -SRwpadła na genialny pomysł.Powiedziała żebym zaprosił na ten tydzień swojądziewczynę.Jego dziewczynę?! Taryn natychmiast poczuła dziwny ucisk w dołku.-.i problem z głowy.Wtedy ja też wpadłem na pewien pomysł.Wiem,że dorabiasz sobie czasami.- Ja? Tak, ale.Och, nie!Taryn aż odchyliła się w swoim krześle.- Dlaczego, Taryn? Przecież szukasz mieszkania.- I dlatego uważasz, że w jakimś sensie robisz mi przysługę? Boprzynajmniej przez tydzień będę miała gdzie pomieszkać? Nie, Jake.Skąd to stanowcze nie"? Wiadomo, żeby zagłuszyć tak".Pewnie, żechciała pomieszkać w jego domu.Być blisko niego, pod jednym dachem.- Dlaczego po prostu nie odmówisz siostrze? Czasami trzeba to zrobić.- A ty potrafisz odmówić swojej ciotce?Fakt.Taryn ulegała ciotce, bo po prostu ją kochała.Jake był w sytuacjiidentycznej.Kocha siostrę i nie chce jej odmawiać.Dziwne, ale wcale nie wydałjej się z tego powodu mięczakiem.Przeciwnie.To był wielki plus.- Jake, a jak miałoby to wyglądać dokładniej? Mieszkam u ciebie, ale dopracy chodzę, tak?- Nie.Ja chodzę do pracy, ty siedzisz z Abby.To bardzo inteligentna,zdolna dziewczyna, czasami tylko strzela jej coś do głowy.Dlatego lepiej niespuszczać jej z oka.- I ty uważasz, że wywiążę się z tego zadania? Masz do mnie zaufanie?- Tak, panno Webster.Pracujemy razem wystarczająco długo, żebym miałokazję się o tym przekonać.Darzę panią bezwzględnym zaufaniem.No proszę.Bezwzględnym.Czuła już, że topnieje.- Ale czy Kate poradzi sobie sama? Powinnam jej pomóc.- Rozmawiałem z nią.Spręży się i da radę.W razie czego zleci komuśrobotę.- 63 -SRJednym słowem, Taryn nie miała już żadnego argumentu.Wiedziała, żemusi się poddać.Musi? Perspektywa oglądania szefa w domowych pieleszach byłazachwycająca!- Niech pomyślę.- zaczęła - Kiedy miałabym u ciebie zamieszkać? Oniwyjeżdżają w środę? W tę środę?- Tak.Rano.Byłoby dobrze, gdybyś zjawiła się u mnie już jutrowieczorem.Będziesz miała czas rozejrzeć się, zadomowić się trochę.Maszprzecież udawać moją dziewczynę.Jego dziewczynę.A to jakoś najtrudniej było przełknąć.- Przez cały ty.tydzień? - wyjąkała, wbijając w niego wzrok.- Tak.Obiecuję, że co wieczór wrócę do domu na kolację.Będę poświęcałci wiele uwagi.- Wystarczy! Nie ma potrzeby iść od razu na całość!Palnęła głupstwo, ale nic nie szkodzi.On się roześmiał, ona również.Kochała, jak się śmiał.Głośno, zarazliwie.Po prostu go kochała.Ta miłość stała się już faktem dokonanym.Miłośćdo człowieka, który na początku absolutnie jej się nie spodobał.Po raz pierwszybyło to uczucie gorące, wszechogarniające, monumentalne.Oparte na wy-łączności.Jake, tylko Jake.Był w jej głowie od chwili, gdy rankiem otwierałaoczy, znikał dopiero wtedy, gdy przychodził sen.Do domu wróciła lekko nieprzytomna i przede wszystkim zajęła siępakowaniem.Macocha, która aktualnie zawarła z panią Ferris rozejm, niewystąpiła z żadnym komentarzem, kiedy Taryn ogłosiła, że wyjeżdża na tydzieńdo znajomych.- Jacy znajomi, Taryn? Z college'u? - dopytywał się ojciec, który nagleprzypomniał sobie, że jest ojcem.Taryn nie potrafiła mu skłamać.- 64 -SR- Będę u Jake'a, tato - powiedziała, zastanawiając się w duchu, czy ojciecpamięta, kto to jest Jake.- Będą tam jeszcze inne osoby.- Tłumy ludzi? Bardzo dobrze.Baw się dobrze, córeczko!We wtorek rano Taryn wchodziła do sekretariatu cała spięta.O ile dobrzezrozumiała, dziś wieczorem w domu Jake'a będzie tylko ona i Jake.Dlatego,chociaż kochała Jake'a nad życie, zaczęła się zastanawiać, czy to, co robi, jestmądre i rozsądne.Z Jakiem widywała się codziennie, ale praca to praca.Bardzołatwo ukryć swoje uczucia.Jak to będzie w domu?Jakoś to będzie, musi dać sobie radę.Już za dziesięć piąta.- Widzimy się za tydzień - powiedziała Kate, zabierając się doporządkowania biurka.- Nie mogę się tego doczekać - odpowiedziała Taryn melancholijnie.- Nie pękaj! W końcu jedna siedemnastolatka to nie taki problem!Ona nie.Ktoś inny był dla Taryn wielkim problemem.Ten ktoś otworzyłdrzwi swojego gabinetu dokładnie kwadrans po piątej.- Gotowa? Zwietnie.Jedziemy.Aha, jeszcze to.Poszperał chwilę wkieszeni i wyjął klucz.- Dobrze, żebyś miała swój klucz.Oczywiście, że tak.Przecież nie będą razem z Abby siedziały cały dzieńw domu.Na pewno gdzieś wyskoczą.- Dziękuję - powiedziała.Musiał wyczuć, jak bardzo jest spięta.Uśmiechnął się, wyciągnął rękę idał jej pstryczka w nos.- Pędz do domu, Taryn!Wyszła z biura pierwsza, ale Jake i tak dojechał przed nią.Czekał nachodniku.Wyjął walizkę z bagażnika i poinstruował Taryn, gdzie możezaparkować wóz.- 65 -SR- Idziemy na górę - zarządził Jake.- Pokażę ci twój pokój.Bardzo piękny pokój, wielki, pełen światła.Urządzony może trochęsurowo, ale w końcu to dom mężczyzny, Taryn nie spodziewała się pastelowychkolorów i poduszek z falbankami.- Teraz zostawiam cię samą - powiedział pan domu.- Rozpakuj się.Jakbędziesz gotowa, zejdz na dół.Pani Vincent przychodzi codziennie na kilkagodzin.Dziś obiecała zrobić sałatkę.Sałatka może poczekać.Taryn bez pośpiechu obejrzała pokój iprzylegającą do niego łazienkę.Potem rozpakowała się, postała pod prysznicemi ubrała się, po domowemu.Luzne spodnie i top, włosy, w pracy zawsze upięte,opadły swobodnie na ramiona.Jake'a zastała w salonie, pochylonego nad wieczorną gazetą.- Siedz, proszę - powiedziała, kiedy zerwał się z fotela.Zauważyła, oczywiście, że szybko zlustrował ją spojrzeniem od stóp dogłów.Spodobała mu się w tym swobodnym ubraniu czy nie?Chyba tak.Serce Taryn śpiewało ze szczęścia.Co on wtedy powiedział? Pędz dodomu.Nieprawdopodobne, ale ona już zaczynała czuć się tu jak w domu.- Może obejrzę kuchnię? - spytała.- Wędruj sobie, dokąd chcesz - powiedział z uśmiechem.O siódmej zjedli kolację.Sałatka była pyszna, na deser maliny i lody.Taryn spodziewała się, że rozmowa przy stole dotyczyć będzie wyłącznie sprawsłużbowych.Tymczasem Jake, kiedy tylko zaczęli jeść, zagadnął:- Mieszkasz więc z ojcem, macochą i dragonem w spódnicy?- Tak.Z tym że pani Ferris, kiedy pozna się ją bliżej, nie wydaje się jużtak straszna.Szczerze mówiąc, to nawet ją polubiłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]