[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Noe ich nie zabrał do arki.No i nie przyszły z pastuszkami do sta-jenki, bo im było nie po drodze.Ja je postanowiłem dziś wywyższyć.Co sąwinne temu, że mają taki apetyt i menu? To kreatora trzeba oskarżać, a niewynik eksperymentu!- Czyli, ciebie?342- Dziś tak.Zbieram wszelkie zażalenia.Jeszcze przez godzinę.- Dlaczego moja żona się roztyła?- A moja schudła? - pada z innej strony.- Mam na to dobrą radę.Zamieńcie się żonami.Macie moją dyspensę!- rozstrzyga Wiliam całkiem serio.- To chyba się kłóci z dekalogiem? - zauważa ktoś bardziej przytom-ny.- Takie czasy, że żonaci żyją jak kawalerowie i odwrotnie - oznajmiaWiliam, odstawiając przy tym parodię błogosławieństwa.- Mój agent jest nieuczciwy! - pada kolejna pretensja- Mam go zmienić?- Nie - Wiliam sprawdza, kto to powiedział - Przespać się z nim.Towam obojgu dobrze zrobi.I na jakiś czas oczyści atmosferę.Potem idz podwłaściwy adres, bo mnie już tu nie będzie!- A co ma zrobić ofiara nieudanej operacji plastycznej?- Pozostać sobą.To zalecenie odgórne.- Z jeszcze gorszym nosem?- Nos też dostąpi zbawienia, zwłaszcza, jak jest szpetny.Te lepsze no-sy mają wzięcie gdzie indziej!- Nie mogę od dwóch lat zajść w ciążę!Wiliam przygląda się poszkodowanej, a potem pyta z uśmiechem:- Czyżbyś oczekiwała boskiej interwencji? Kołaczcie, a w końcu wamotworzą!- Czy to znaczy tak? - dziewczyna podchodzi do Willa i zrzuca su-kienkę.- Córko, twoja nagość mnie rozprasza.Tego się nie robi nawet bogom!- Jesteś Wszechmocny, czy nie?- W tym jest dobry byle dupek! Masz po prostu pecha albo zle szu-kasz.343- Gdzie twoja moc i potęga?!- Chwilowo nie tam, gdzie się spodziewasz.- Co to za orgia, na której dogmatyk ma za nic własne wyznawczynie?Zamieniłeś sprośność na powagę?- Nie, raczej na nudę - Wiliam tłumi ziewniecie, a potem dodaje - Idz,poszukaj kogoś bardziej rozpasanego, może w piekle ci się trafi? Tu jest,niestety, niebo i musi być przyzwoiciej - wiąże jej w pasie jakaś roślinę ispuszcza oba końce w miejscu, które powinna osłonić - Idz w pokoju i niegrzesz więcej! Przynajmniej nie teraz - podaje jej szaty, których ona niechce ubrać.- Rzucam ci w twarz bluznierstwo.Nie jesteś ani sprawiedliwy, animiłosierny! Chcę być w ciąży!- To trochę bardziej męczące, niż ci się zdaje - Wiliam bierze w obiedłonie bitą śmietanę i przyozdabia nią piersi dziewczyny - Niech ci te obło-ki pomogą znalezć właściwego dawcę nasienia.To wszystko, co mogę dlaciebie zrobić.Idę umyć ręce.*- Jak pani się nazywa? Poproszę o jakiś dokument.Natalia przestraszona szuka torebki, ale przecież jej nie zabrała.Policjant patrzy na nią, jej ubiór, buty, włosy.Uśmiecha się.- Nie boi się pani tak tu siedzieć? Po nocy? Ktoś mógłby panią napaść.- Rzuca wymowne spojrzenie na jej naszyjnik.- Proszę ze mną - podaje jej rękę, pomaga wstać.- Nie jestem dziwką.I nie trzeba mnie zamykać za włóczęgostwo.Poprostu siedzę sobie na ławce i patrzę na Tamizę.Czy to jest zabronione?- Nigdy nie należy kusić losu.Po co? W domu na pewno ktoś się opanią martwi.Idą razem do samochodu.On jest pod wrażeniem, nie spodziewał się ażtakiego wozu, krzywo zaparkowanego i porzuconego bezpretensjonalnie.344- Poproszę dokumenty wozu.Natalia wsiada do środka, wyciąga ze schowka.Podaje.Gorliwy funk-cjonariusz gwiżdże przeciągle.A potem patrzy na nią z uznaniem, jakbydokonała czegoś niezwykłego.- To trochę dziwne, bo to facet, od którego kobiety raczej nie ucieka-ją.Jaką mam gwarancję, że nie ukradłaś tego wozu?- Co? Jak pan śmie?- A śmiem, śmiem, laleczko! Coś mi się tu nie podoba! Albo wracamyna Docklands, albo jedziesz ze mną, na posterunek.Wybieraj!- Przecież ja nic nie zrobiłam!Nie ma torebki, komórki, paszportu.Nic.Z kieszeni futra wyciąga klu-czyki i podaje mu, zrezygnowana.- Dobrze, niech mnie pan eskortuje do domu.Pomaga jej usiąść, sam lokuje się za kierownicą, zaciera ręce i mówi:- Jeszcze czymś takim nie jechałem.Dokładny adres poproszę.*Graves tarza się ze śmiechu, cały w puchu, a ponieważ jest mokry, bospocony, po chwili wygląda jak stary kurczak.Do Wiliama podchodzi Sa-fix, z niezwykłą informacją.- Co takiego? Policjant? Czego chce?- Przywiózł panią Nell mercedesem.- Rozbity?Wiliam schodzi ze swego piedestału, rozbawiony.- Spuszczasz z oczu świat, o Przedwieczny! Nie chcesz widzieć co siętu wyrabia?!- Muszę pogadać z gliniarzem na ulicy.Graves uznaje to za świetny dowcip.W ataku śmiechu krztusi się i ktośgo wali w plecy, bo kaszle i śmieje się na przemian.- To zaproś go do kompanii.Najlepiej ześlij do czyśćca!Wiliam rzuca w kąt wachlarz z piór, który ktoś mu przed chwilą wręczyłz czołobitnym ukłonem i wychodzi za Safix.345- Daj mi coś do ubrania.Tak nie wyjdę!Po dziesięciu minutach podchodzi, na ulicy, do policjanta.Zauważaswój wóz i Nell, za szybą, obok miejsca kierowcy.W futrze i złotej sukien-ce.On sam ma kurtkę ze skóry, na nagim torsie i spodnie.Zapala papiero-sa.Policjant przedstawia się przepisowo, a potem wręcza mu kluczyki zdokumentami samochodu.- Oddaję.Czy pan ją zna?- Jasne.To moja dziewczyna.Gdzie ją pan znalazł?Zdumienie budzi bulwar i ławka, gdzie ujęto Nell.Ale najbardziejdziwi go fakt, że wyjechała z garażu.Zaczyna się śmiać.- Nie, ja nic nie zgłaszam.Ona mnie nie okradła.Mieszka ze mną.Jestmoja, rozumie pan.- Wiliam nie może się opanować - Sorry, mam u sie-bie kilku przyjaciół.Ona ich nie lubi, chciała się trochę odegrać i dała dra-paka! No, ale londyńska policja jest bez zarzutu! Odprowadzono mi zgubę,zanim zdążyłem spostrzec, że się przytrafiła.- Czyli wszystko w porządku?- Jak najlepszym.Jak pan się nazywa? Napiszę, gdzie trzeba, żebyudzielili panu jakiejś specjalnej pochwały za czujność.Nie ma pan pojęcia,co to za krnąbrna dziewczyna! Gdybym jej tak nie kochał, dawno poszu-kałbym spolegliwszej.Jakiegoś nenufaru, co nigdy nie ma dość.Nell tomoja niewierna wyznawczyni.Bryka, od czasu do czasu.Moją bryką.Policjant widzi, że Barlow jest pod działaniem alkoholu lub może cze-goś jeszcze.Przez chwilę ma wątpliwości, czy dobrze zrobił, przywożąctutaj tę nieco wylęknioną, a z pewnością zagubioną kobietę, nie znając jejracji w tym wszystkim.Ona, istotnie, zdaje się nie pasować do szampań-skiego nastroju gospodarza, który traktuje ją jak swoją własność, nikomu,co do tego nie pozostawiając złudzeń.Istotnie, nic jej nie może zarzucić,przejął się za bardzo nazwiskiem właściciela wozu, ale chyba obrał nienajlepszą strategię.Wraca do niej i pyta przez otwarte drzwi:346- Czy pani tu mieszka?- Tak.Kto jeszcze ma to panu potwierdzić? Nie wystarczy słowoStwórcy Wszechrzeczy? - drwi głośno zdesperowana Natalia.Wiliam to słyszy i uznaje za zabawne.Policjant pociesza się, że ona teżnie wydaje się całkiem trzezwa, wchodzi w swoją rolę i jest nią usatysfak-cjonowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]