[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasi ludziewypalili się, nasze słowa są puste.Musimy stworzyć cośnowego.Ludzie, z którymi walczymy, mają ideały, ale sąkomunistami.A ja chcę tego, co najlepsze po obydwustronach.Naród jest jak mozaika, ka\dy kamyk posiadacząstkę racji".Admirał podszedł do mnie: Trzeba przejmować to, codobre w peronistach, w radykałach, w komunistach, w kon-serwatystach.Co ojciec o tym myśli?".Znowu nie wiedzia-łem, co odpowiedzieć. Dla naszej sprawy potrzebujemy ludzi, którzy się na-wrócili.Czy mówię jasno?" To ostatnie zdanie Massera wy-powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.Potem stwierdził,\e ci, którzy się nie nawrócą, zostaną zabici, a ich dzieci oddado adopcji.Zareagowałem oburzeniem i powiedziałem, \e nierozumiem, po co mnie wezwał.Po\egnaliśmy się chłodno.Następnego dnia wydarzyło się coś, co na zawsze zmieniłomoje \ycie.Kustosz przerwał i długo milczał.Spytałem, czy chcewody.Spojrzał na mnie:- Dlaczego?Poczułem się za\enowany.Zanim wymamrotałem co-kolwiek, przyszedł do siebie, a jego twarz znowu przybrałaniewzruszony wyraz:- Nie powiedziałem jeszcze ojcu, po co spotkałem sięz Masserą.Sprawowałem wówczas dosyć wa\ną funkcję126w Argentynie.Nie była to funkcja urzędowa, powiedzmy, \ebyłem zaufanym człowiekiem Sekretariatu Stanu.I Masseradobrze o tym wiedział.W jego umyśle powstał pomysł, \eposłu\y się mną jako uprzywilejowanym kanałem kontaktu zeStolicą Apostolską.Aby Watykan zaaprobował jego plan alboprzynajmniej nie sprzeciwiał się mu.Dzieci desaparecidosmiały zostać adoptowane przez tych, którzy zgładzili ichrodziny.I miały nigdy się nie dowiedzieć, kim byli naprawdęci, których uwa\ały za swoich rodziców.Powiedziałem mu,\e nigdy, przenigdy nie będę pośredniczył między nim aWatykanem w sprawie tak odra\ającej propozycji.Następnego dnia koło północy przed mój dom zajechałjakiś samochód.W domu miałem dwa wejścia.Drugie, przezogród, wychodziło na wąską i zazwyczaj pustą uliczkę.Domten wybrał mój poprzednik, który nie był franciszkaninem, alejezuitą, a ja dostosowałem się do sytuacji, chocia\ uwa\ałemją za zbyt świecką.W tamtej chwili pracowałem w gabinecie.Moja gospodyniprzybiegła do mnie i wyraznie wstrząśnięta zawołała: Ktośjest w ogrodzie".Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem młodego mę\czy-znę, rzecz jasna wojskowego, chocia\ w cywilu.Wskazał nale\ące na ziemi zawiniątko.Potem zasalutował, po\egnał się iwyszedł przez tylną bramę.A ja stałem nieruchomo, niemogąc otrząsnąć się ze zdziwienia.Zadałem mu pytanie, którego się spodziewał:- Co było w zawiniątku?Kustosz potrząsnął głową.- Powiem ojcu, co było napisane na kartce, którą \ołnierzwręczył mi przed odejściem.- Wyrecytował jednymtchem: - Czy ojciec zastanawiał się kiedyś, czym jest roz-kaz? Ja tak, i doszedłem do wniosku, \e rozkaz to kwestia127gustu.Dziecko, które ojcu powierzam, jest synem dwóchzatwardziałych komunistów, których nie ma ju\ na tej ziemi iktórzy raczej nie przebywają w naszym raju.Niech ojciecotworzy swoje ramiona: to rada, a mo\e prośba.PrzyjacielMassera".Kustosz zamilkł.Zatopił się w swoich myślach.Potempowiedział:- Czy pamięta ojciec opowieść o Dobrym śołnierzu? Okapitanie Szlomo Gillom, który został otoczony przez grupęPalestyńczyków, porzucił samochód i broń i uciekł, kulejąc,podczas gdy ludność podpalała jego wóz i rzucała za nimkamieniami? Zimny prysznic dla honoru Tsahalu.Terazoskar\ony jest o tchórzostwo w obliczu nieprzyjaciela", ozdradę obowiązków \ołnierskich".- I wyszeptał, jak gdybypodą\ał tokiem jakiejś myśli: - Zrozumiał ju\ ojciec, kim jestDobry śołnierz?- Tak - odpowiedziałem.Kustosz przyglądał mi się teraz uwa\nie.Opowiedział mito wszystko, bo najwyrazniej mi ufał.Widziałem, \e byłbardzo zmęczony.Z trudem wypowiadał słowa:- Szlomo wychował się poza Argentyną.Uczył się tutaj.Pewnie ojciec zapyta, jak to mo\liwe.Dlatego, \e to trudny isurowy kraj, a on przyzwyczaił się do surowości.Ale tak\edlatego, \e przeniesiono mnie do Jerozolimy, a ja chciałemmieć go przy sobie.- Wielebny ojciec czuł się jego rodzicem?Kustosz spojrzał na mnie czule.Natychmiast zrozumiałem,\e ta czułość była dla Szlomo, nie dla mnie.- Rodzicami mo\na być na wiele sposobów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]