[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W żadnym wypadku nie zary-zykuję życia ojca po raz drugi.- Nie będzie żadnego ryzyka - tłumaczył Danny.- Nie tak, jak ostatnio.Nikt nie będzie do nas strzelał.To taka niedzielna przejażdżka.- Akurat.Zagotowała się woda, czajnik gwizdał przerazliwie.Siedzieli na wysokichbarowych stołkach przy blacie oddzielającym część kuchenną od saloniku.Usłyszał, jak stołek Marthy się przesuwa i gwizd ucichł.Trzask ot-wieranych szuflad i drzwiczek.- Herbata czy kawa?- Kawa.- Musi zachować przytomność.Jeśli nie wspomoże się kofeinąpadnie jak długi.Nie ma czasu na sen, powinni działać szybko.-Sam zapropo-nował pomoc.I teraz nadarza się okazja.Potrzebna nam furgonetka.- Furgonetkę możesz dostać, ale nie ojca.Niech Jake usiądzie za kierowni-cą.- Szczęk naczyń, coraz bliżej.- Kawa - mruknęła.Przesuwał dłońmi po blacie, aż znalazł kubek.- Jake ma inne zadanie.- Nie.- W taki razie sam go poproszę.- Nie masz jego telefonu.- Jej głos to się oddalał, to znowu przybliżał.Znów zgrzytnął stołek.Pewnie usiadła ze swoim napojem.- A ja ci go nie dam.- Chyba żartujesz.Za mną stoją federalni.Numer telefonu to pestka.Burk-nęła coś pod nosem.- Jeśli coś mu się stanie.- Nic mu nie będzie.Nie dokończyli tej rozmowy.Rozdzwonił się telefon Danny'ego.Wyjął goz kieszeni, szukał odpowiedniego przycisku.- Danny?Od razu poznał ten głos.- Beth? - Ukłucie strachu.Dlaczego dzwoni? - Wszystko w porządku?- O Boże! %7łyjesz.%7łyje! - Mówiła coś, zasłaniając mikrofon dłonią aleusłyszał okrzyki radości.I męskie głosy w tle.- Nic ci się nie stało? Gdzie jesteś? Mike i Bob Parnell są u mnie.Mówili,że mieliście kłopoty.%7łe może.- Głos się jej załamał.SR- Nic mi nie jest - zapewnił szybko.- Daję słowo.- W miejsce strachu po-jawiły się wyrzuty sumienia.No jasne, chłopcy skontaktowali się z Beth i napę-dzili jej stracha.Powinien był wcześniej do niej zadzwonić.- Gdzie jesteś?- W bezpiecznym miejscu.- Ja z nim porozmawiam.- Zabrzmiało jak Parnell.Danny zesztywniał.Niechciał nawet myśleć, że to właśnie Parnell może się okazać zdrajcą, ale wie-dział, że to możliwe.- Nic ci nie jest? Co się wydarzyło na farmie?Danny się zastanawiał, ile powiedzieć.Strzelał w ciemno, nie wiedział,komu może zaufać.- Dwóch facetów.Nie wiem, może trzech, ale mój stary znajomy byłwśród nich.- Ten sam, który wpadł do ciebie do domu?- We własnej osobie.- Skąd wiesz? Panna Crowe znów go widziała? Danny się najeżył.Wy-czuwał brak zaufania.- Poznałem go.Po zapachu.- Po zapachu.- Tak.Po zapachu.- Zdusił wstyd.- Węchu nie straciłem, a facet śmier-dział na odległość.Maść tygrysia.- Co?- Chińska maść.- Chińska? Z zapyziałej nory w Chinatown? Niestety.- Wyprodukowana w Singapurze.Do kupienia w miejscowej drogerii.Timmiał sprawdzić sklepy w Sokanan.- Ktoś inny się tym zajmie.- Co z nim?- %7łyje.Ledwo.- Westchnienie ulgi.Dobrze.- Jeszcze nie może mówić.-To zle.Może coś widział.Z drugiej strony, nawet jeśli, czy Parnell mu to po-wie? Danny zaraz się skarcił.Oczywiście, że tak.Parnell powie mu wszystko,co tylko pomoże mu się uratować, prawda?- Jakim cudem się wydostaliście? A jednak.- Aut szczęścia i przyjaciele.- Brzmi bardzo tajemniczo.- Parnell czekał, ale Danny nie powiedział nicwięcej.- A panna Crowe? Powiesz o niej coś więcej? Wszystko w porządku?SR- Tak.Jest ze mną.- Gdzie dokładnie?Dany się nie odezwał.Parnell się żachnął.- Niby jak mam cię chronić, jeśli nie wiem, gdzie jesteś?- Nie możesz.I właśnie o to chodzi.Ktoś wiedział o farmie.Pameli milczałdłuższą chwilę.- Sin, ci ludzie oddaliby za ciebie życie.- Też tak myślałem.- Napastnicy poważnie zranili Tima.Chcemy ich dorwać tak samo jak ty.A sam sobie nie poradzisz.- Danny słyszał niewypowiedziane słowa: jesteś śle-py i bezradny.- Słuchaj, mam kontakty.Pomożemy ci.Ciekawe, jakie kontakty.- Zastanowię się.Powiedz Beth, że niedługo wrócę.- Rozłączył się.Porucznik Parnell skończył rozmowę i z ponurą miną spojrzał na Mike'a.Siedzieli w saloniku Beth.Siostra Danny'ego wodziła niespokojnym wzrokiemod jednego do drugiego.- Nie chce mówić.Mike Finelli skinął głową z ponurą miną.- No cóż, to mnie akurat nie dziwi.Nie po tym, co się stało.- Nic mu nie będzie, prawda? - Beth podniosła głowę.- Pod naszą opieką byłby bezpieczniejszy.- Parnell obstawał przy swoim.Beth położyła dłoń na ramieniu Mike'a.- Dasz mi znać, jak go znajdziecie? Uścisnął jej rękę.- Oczywiście.Może wpadnę od was wieczorem.Upewnię się, że wszystkow porządku?Skinęła głową.- Dzięki.Ale najważniejsze to dopilnować, żeby Danny'emu nic się nie sta-ło.- Oczywiście.- Parnell wstał i wraz z Mikiem poszedł do drzwi.-Będziemy w kontakcie.Z dzieciakami wszystko w porządku?- Tak.- Jeśli Danny się odezwie, daj nam znać.I odezwij się, gdyby czegoś ci by-ło trzeba.Pocałowała go w policzek.- Dzięki.- Do zobaczenia wieczorem - rzucił Mike.SRWyszli na dwór.Parnell się zatrzymał i postawił kołnierz płaszcza dlaochrony przed zimnem.- Znajdz ojca panny Crowe.Może córka się z nim skontaktowała.Sprawdz, czy wie, gdzie są.Mike skinął głową.- Dobra.A co z przeciekiem? Parnell zacisnął usta.- Ja się tym zajmę.To nie tak, że Charlie Crowe nie lubił policji.Po prostu żywił wrodzonąnieufność wobec przedstawicieli władzy.Co prawda czas złagodził owo nasta-wienie, ale nie zmienił go całkowicie.Dlatego, gdy w warsztacie zjawił się de-tektyw Finelli, Charlie wolał milczeć, niż wyznać prawdę.Ale Mike ciągle wracał do sprawy, która Charliego dręczyła najbardziej.- Znam Danny'ego od dawna.Zrobi, co w jego mocy, żeby chronić pańskącórkę.Ale obaj wiemy, że akurat teraz jego możliwości są delikatnie mówiąc,ograniczone.- Mówiąc krótko, facet jest ślepy.- Charlie podjechał do detektywa i wci-snął guzik, który obniżał roboczy blat do jego wysokości.Pracował nad moto-cyklem na zamówienie, dla kolekcjonera z Filadelfii.To miał być hołd złożonymodelowi Spirit 76.Dzisiaj przywieziono kierownicę, biało niebiesko czerwo-ną.- No.to pewnie przeszkoda.- Zdaniem niektórych, przeszkodą jest brak sprawnych nóg.- Charlie roz-ciął opakowanie, wyjął kierownicę i położył ją na blacie, obok lśniącej karose-rii.Motocykl bez kierownicy wyglądał jak zwierzę bez głowy.- Nie mówimy o grze w piłkę nożną, tylko o bezpieczeństwie panny Cro-we
[ Pobierz całość w formacie PDF ]